Nadzwyczajny szczyt unijnych przywódców zebrał się dzisiaj w Brukseli, żeby przedyskutować wyniki niedzielnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Znając ich zwycięzcę – grupa chadecka (z udziałem PO i PSL) – politycy mogą teraz rozpocząć proces obsadzania najwyższych stanowisk w UE.
– Przewodniczącym Komisji Europejskiej musi być jeden z kandydatów przedstawionych przez Parlament Europejski. Europejska Partia Ludowa dostała najwięcej głosów. W naturalny sposób to Jean-Claude Juncker powinien więc dostać mandat negocjacyjny i szukać większości parlamentarnej – powiedział Guy Verhofstadt, lider europejskich liberałów.
I on, i szefowie innych grup politycznych w Parlamencie Europejskim wystosowali dzisiaj apel w tej sprawie do szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Ale Belg niechętny jest takiemu stawianiu spraw. Wielokrotnie podkreślał, że Rada (składająca się z szefów państw i rządów), mianując szefa KE, musi brać pod uwagę wyniki wyborów. Nie można jej jednak narzucać konkretnych nazwisk. – Jest zbyt wcześnie na dyskusję o nazwiskach. Porozmawiamy o procesie wiodącym do przedstawienia przez Radę nazwiska, które zostanie następne poddane pod głosowanie w Parlamencie" – napisał Van Rompuy w liście zapraszającym prezydentów i premierów na nadzwyczajny szczyt. W czasie nieformalnej kolacji chciał uzyskać od nich mandat do prowadzenia konsultacji z rządami państw UE z jednej strony, a PE z drugiej, żeby znaleźć osobę akceptowalną dla wszystkich.
Juncker to były premier Luksemburga i kandydat chadeków na szefa KE w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu. PE chce zerwać z tradycją mianowania szefa KE w czasie spotkania przy zamkniętych drzwiach, w którym ostatecznie przyjęte nazwisko może być takim zaskoczeniem, jak np. Jose Manuel Barroso. Gdy w 2004 roku dostał nominację na szefa KE, był zaledwie od dwóch lat premierem Portugalii. Ale okazał się najmniej kontrowersyjnym kandydatem dla szefów państw i rządów, którzy według ówczesnego prawa decydowali jednomyślnie.
Obecna procedura wyboru szefa KE odbywa się pod rządami nowego prawa – traktatu lizbońskiego. Co to oznacza? Po pierwsze, potrzebna jest kwalifikowana większość głosów w radzie, a więc nie ma prawa weta. Po drugie, rośnie rola PE. To dlatego eurodeputowani postanowili przejąć inicjatywę i w czasie kampanii prawie wszystkie grupy polityczne miały swojego kandydata na szefa KE.