Rz: Faworytami na czołowe stanowiska w Unii są kandydaci o małym doświadczeniu lub pochodzący z małych krajów, jak Włoszka Federica Mogherini czy Dunka Helle Thorning-Schmidt. To uspokoi Brytyjczyków, że Unia nie przekształci się w federację, i zapobiegnie wyjściu Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty?
Stephen Tindale:
Nie sądzę. Mianowanie Dunki na szefa Rady Europejskiej miałoby co prawda duże znaczenie symboliczne, bo pokazywałoby, że wcale nie trzeba należeć do strefy euro, aby grać w głównym nurcie integracji. Jednak ogromna większość Brytyjczyków nie wie, że Dania do unii walutowej nie należy. Thorning-Schmidt stoi zresztą na czele Partii Socjaldemokratycznej i przez to trudno jej będzie blisko współpracować z Davidem Cameronem: w brytyjskiej polityce podziały partyjne są bardzo głębokie. Gdy zaś idzie o Mogherini, rozważanie kandydata na szefa unijnej dyplomacji o tak słabym doświadczeniu świadczy o tym, że przywódcy UE nie chcą silnej polityki zagranicznej. To opinia, którą co prawda podziela Cameron, ale dla Brytyjczyków ważniejsza jest uległość Mogherini wobec Rosji, co większość z nich uważa za skandal.
Jak duży wpływ na te nominacje ma więc Cameron?
Minimalny. Dziś faktycznie o wszystkim decyduje Angela Merkel. Wyprowadzając konserwatystów z Europejskiej Partii Ludowej (główny klub w europarlamencie – red.), Cameron został odsunięty od rokowań przywódców głównych partii prawicowych. Zraził także swoim bezkompromisowym sposobem prowadzenia negocjacji wielu przywódców Unii. Dziś praktycznie nie może liczyć na żadnych sojuszników.