Sudan Południowy jest na skraju załamania. Krajowi grozi niespotykana od dawna w Afryce klęska głodu. Ostrzeżenia tej treści od kilku tygodni wydają prawie wszystkie organizacje międzynarodowe pomagające niepodległemu od zaledwie trzech lat krajowi. W zeszłym tygodniu czarną wizję sytuacji w najmłodszym afrykańskim państwie przedstawił Edmond Mulet, zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. misji pokojowych.
Widmo głodu
Korzystając z danych Biura Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Humanitarnej (OCHA), ocenił, że permanentne niedożywienie zagraża już ok. 130 tys. dzieci, a to dopiero początek nadciągającej prawdziwej klęski głodu. Już 1,1 mln ludzi uciekło przed przemocą ze swoich osad; większość z nich wegetuje w obozach dla uchodźców. Ponad pół miliona zbiegło za granicę. Edmond Mulet podkreśla, że tym razem to nie jest skutek żadnej klęski żywiołowej. „To kryzys wywołany przez człowieka, a odpowiedzialni za to nie spieszą się z rozwiązaniem go" – stwierdził gorzko podczas przesłuchania w Radzie Bezpieczeństwa.
– Organizacje pomocowe nie bez powodu biją na alarm. Oceniamy, że niedożywieniem zagrożone jest już nawet trzy czwarte mieszkańców kraju – mówi „Rz" Małgorzata Markert, koordynatorka misji Polskiej Akcji Humanitarnej w Dżubie. – Problemem jest nie tylko ostatni, trwający od końca zeszłego roku, konflikt polityczny, który jak zawsze jest także konfliktem etnicznym. W Sudanie Południowym wojna trwa z przerwami już od 20 lat, a to zrujnowało podstawę bytu milionów ludzi.
Rada Bezpieczeństwa ma wysłać swoich przedstawicieli do Sudanu Południowego w przyszłym tygodniu, ale zapewne skonstatują oni to samo co do tej pory: wszyscy mówią o pragnieniu pokoju, ale naprawdę niewiele robią, zasłaniając się „prawem do samoobrony". Nawet fakt, że przedstawiciele prezydenta Salvy Kiira i skonfiktowanego z nim byłego wiceprezydenta Rieka Machara po raz kolejny zasiedli do stołu negocjacji w Addis Abebie, nie wzbudza entuzjazmu. Od maja obie strony już kilka razy obiecywały, że rozwiążą konflikt pokojowo, tyle że dotychczas niewiele z tego wynikło.
Wyschnięte źródło ropy
Trwająca od grudnia ubiegłego roku wojna domowa doprowadziła do zastoju przemysł wydobywczy ropy naftowej, jedyną dziedzinę gospodarki, która do tej pory dawała nadzieje na ekonomiczne usamodzielnienie się nowego państwa. W czerwcu rząd zwrócił się do inwestujących w południowosudańskie pola naftowe firm z Chin, Malezji i Indii o nadzwyczajną pożyczkę w wysokości 200 mln dolarów. Problem w tym, że kraj nie jest w stanie spłacać już wcześniej uzyskanych kredytów na sumę 1,6 mld dolarów.