Jeśli do tego czasu Petrowi Poroszence nie uda się przywrócić kontroli nad Donbasem, znaczna część wyborców może się od niego odwrócić. Tym bardziej że także kondycja gospodarcza Ukrainy gwałtownie się pogarsza.
Na razie prezydent może spać spokojnie. Najnowszy sondaż przeprowadzony przez Kijowski Instytut Badań Społecznych (KIBS) pokazuje, że jego ugrupowanie Solidarność, którym na co dzień kieruje Jurij Łucenko, może liczyć aż na 25 proc. głosów. W ten sposób partia, która dziś nie ma swoich przedstawicieli w Radzie Najwyższej, stanie się największą siłą polityczną kraju.
Poroszenko ma nadzieję, że uda mu się zbudować solidną większość tylko z jednym koalicjantem: Udarem Witalija Kliczki. Partia burmistrza Kijowa ma jednak na razie tylko 9 proc. głosów. Nie jest nawet wykluczone, że dojdzie do jej fuzji z Solidarnością.
Gdyby prezydent miał szukać dodatkowych sojuszników, zadanie stałoby się o wiele trudniejsze. Naturalnym partnerem z pozoru jest Batkiwszczyna, partia premiera Arsenija Jaceniuka. W cytowanym sondażu ma ona 14 proc. poparcia. To jednak jest ugrupowanie głównej rywalki Poroszenki w majowych wyborach prezydenckich, Julii Tymoszenko. To właśnie jej spór z ówczesnym prezydentem Wiktorem Juszczenką był głównym powodem upadku ideałów pomarańczowej rewolucji i dojścia do władzy Wiktora Janukowycza.
– Poroszenko obawia się powtórzenia takiego scenariusza. Wolałby uzyskać wsparcie Batkiwszczyny bez wprowadzanie polityków tej partii do rządu. Ale szanse, że Julia Tymoszenko zgodzi się na taki układ, są niewielkie – mówi „Rz" Wiktor Zamiatin, ekspert kijowskiego Centrum im. Razumkowa.