Trudno w to uwierzyć, ale zdaniem sądu w Kairze, Mubarak nie miał nic wspólnego z krwawym tłumieniem skierowanej przeciwko niemu rewolucji na przełomie stycznia i lutego 2011 roku. Nie będzie też odpowiadał za aferę korupcyjną.
Niedługo nie będzie wiadomo, dlaczego miliony Egipcjan ryzykowały, by go odsunąć od władzy. Obraz rewolucji, który obserwował całkiem niedawno cały świat, zaciera się coraz bardziej.
Sąd uznał, że Mubarak ani jego najbliżsi współpracownicy nie wydali rozkazu strzelania do tłumów. Brzmi to tak, jakby nie zależało mu wtedy na utrzymaniu władzy albo jej tak naprawdę nie miał ani on, ani jego służby mundurowe. W rzeczywistości przez trzy dekady stał na czele państwa opartego na armii. I robił wszystko, by dalej tak było.
11 lutego 2011 roku generałowie przekonali go jednak, by ustąpił. I można tylko spekulować, czy już wtedy przewidywali dalszy rozwój wypadków, który właśnie doprowadził do zwycięstwa kontrrewolucji, a po drodze do całkowitego wyeliminowania najsilniejszych przeciwników – islamistów z Bractwa Muzułmańskiego.
Niewinny okazał się teraz nawet szef MSW z czasów rewolucji Habib al-Adli, którego za okrucieństwo zdążył wyrzucić ze stanowiska sam Mubarak.