Od przynajmniej 20 lat we francuskiej polityce obowiązuje fundamentalna zasada: choć skrajna prawica przyciąga coraz więcej wyborców, ugrupowania „republikańskie" nigdy nie wchodziły z nią w alians. To pozwoliło przynajmniej dwukrotnie na zmarginalizowanie przez socjalistów umiarkowanej prawicy i utrzymanie się przy władzy.
Jednak opublikowany w poniedziałek sondaż dziennika „Le Monde" pokazuje, że „kordon sanitarny" wokół Frontu Narodowego upada. Okazuje się bowiem, że już 50 proc. zwolenników UMP oczekuje, iż po wyborach lokalnych pod koniec marca ich ugrupowanie zawiąże sojusz z radnymi FN. To o 10 pkt proc. więcej niż jeszcze rok temu.
Jeśli przywódca UMP Nicolas Sarkozy spełni te oczekiwania, może to rozstrzygnąć o tym, kto będzie miał władzę we francuskich miastach i gminach. Inny sondaż, przeprowadzony przez tygodnik „Le Journal du Dimanche", wskazuje, że FN może liczyć aż na 29 proc. głosów wobec 25 proc. dla UMP, 22 proc. dla socjalistów i 8 proc. dla liberalnego ugrupowania Modem.
– To bardzo ważny sygnał nie tylko przed wyborami regionalnymi, ale przede wszystkim parlamentarnymi i prezydenckimi w 2017 r. – mówi „Rz" Thomas Lesueur, ekspert paryskiego Instytutu Thomasa More'a. – Spodziewam się, że Sarkozy będzie próbował odbić elektorat Frontu Narodowego, coraz bardziej radykalizując własny program, a jeśli to okaże się niemożliwe, spróbuje nawiązać sojusz wyborczy – dodaje.
Niektórzy działacze UMP, np. były premier Alain Juppe i była szefowa kampanii Sarkozy'ego Nathalie Kosciusko-Morizet, apelują o dalsze izolowanie FN, jednak sam Sarkozy wyraźnie woli omijać ten temat.