„Izrael chce zmiany" – pod takim hasłem demonstrowało w Tel Awiwie ok. 50 tys. przeciwników premiera Beniamina Netanjahu. Zmiana miałaby dotyczyć zarówno perspektyw pokojowego rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego, jak i kursu polityki gospodarczej i poprawy warunków życia.
Netanjahu ma nadzieję, że w najbliższą niedzielę uda mu się wygrać kolejne wybory parlamentarne i utworzyć nowy rząd. Jest to trudne, lecz nie niemożliwe. Kierowany przez Netanjahu Likud może liczyć na 23–24 miejsca w 120-osobowym Knesecie. Razem z naturalnymi sojusznikami z prawej strony sceny politycznej może mu się udać uzyskać większość. Na razie jednak Likud i Blok Syjonistyczny, czyli sojusz Partii Pracy Icchaka Herzoga oraz ugrupowania Cipi Livni, idą w sondażach łeb w łeb. Nikt w Izraelu nie kusi się więc o prognozy wyborcze. – Jest to w gruncie rzeczy referendum w sprawie przywództwa Beniamina Netanjahu – przekonuje „Rz" Icchak Klein z Kahelet Policy Center. Wszystko sprowadza się do jednego pytania: czy przywódca Likudu może stanąć na czele rządu po raz czwarty. Byłby to precedens w historii Izraela.
Notowań Netanjahu nie poprawiła spektakularna próba skierowania kampanii wyborczej na sprawę zagrożenia egzystencji państwa żydowskiego ze strony Iranu.
Był to jedyny temat kontrowersyjnego wystąpienia premiera w Kongresie USA, nieuzgodnionego z Białym Domem. O konflikcie z Palestyńczykami czy powrocie z nimi do stołu negocjacyjnego nie padło z jego ust praktycznie ani jedno słowo. – Wykazując troskę o bezpieczeństwo Izraela, Netanjahu mógł się zająć konfliktem izraelsko-palestyńskim, znacznie bliższym myśleniu obywateli państwa żydowskiego – zwraca uwagę „Rz" Hugh Lovatt z European Council on Foreign Relations.
A to najbardziej interesuje administrację Baracka Obamy, która od lat dokłada starań, aby wznowić proces pokojowego rozwiązania konfliktu. Niemal rok temu sekretarz stanu John Kerry zmuszony był przyznać się do porażki swej misji mediacyjnej. Napisany w Waszyngtonie projekt traktatu pokojowego był już prawie gotowy. Wszystko rozbiło się o status Jerozolimy oraz prawo powrotu uchodźców palestyńskich na tereny obecnego Izraela.