Muhammadu Buhari będzie nowym prezydentem Nigerii. Starał się o to czterokrotnie i wreszcie mu się udało.
To generał, który przez prawie dwa lata władał krajem po zamachu wojskowym (w pierwszej połowie lat 80.). Były dyktator pokonał prezydenta Goodlucka Jonathana różnicą około dwóch milionów głosów.
Wyniki są nieoficjalne, brakuje jeszcze protokołów z jednego stanu (w Nigerii jest ich 36 plus federalne terytorium stołeczne), ale najważniejsze, że zwycięstwo Buhariego uznał Jonathan. Zadzwonił do niego i pogratulował mu zwycięstwa, jak poinformował sztab generała.
- To symboliczne. Jonathan w ten sposób zaakceptował wolę Nigeryjczyków i dał do zrozumienia, że nie zamierza podważać wyników. Nikt nie powinien ich podważać, może znajdzie się kilku polityków, którzy nie zgodzą się z decyzją obecnego prezydenta, ale inni to przyjmą - mówi "Rz" Sola Tayo, ekspertka ds. Afryki z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie.
Wielu ekspertów spodziewało się, że rezultaty w wyborach - które, słusznie, zapowiadały się na wyrównane - będą podważane przez przegranego. Na dodatek głosowanie zostało przedłużone, bo zawiodły czytniki odcisków palców. W czasie wyborów w niektórych stanach było niespokojnie.