"Obowiązuje wolność słowa i zgromadzeń, czyli nie musimy komentować wyjazdu greckich decydentów do Rosji". Takim lapidarnym zdaniem rzeczniczka Komisji Europejskiej skwitowała w Brukseli wypowiedzi ateńskiego rządu przed wyjazdem do Moskwy greckiego premiera Ciprasa.
W wywiadzie dla rosyjskiej agencji prasowej TASS Cipras, który ma przybyć do Moskwy 8 kwietnia, powiedział, że unijną politykę sankcji wobec Rosji, zastosowaną ze względu na kryzys ukraiński, uważa za "bezsensowną". Ta polityka prowadzi "w ślepy zaułek", zaznaczał i zapowiedział, że będzie się sprzeciwiał przedłużeniu sankcji, które zgodnie z przepisami miałoby nastąpić pod koniec czerwca.
Mina Andrejeva, rzeczniczka KE wskazała na fakt, że grecki premier podczas ostatniego unijnego szczytu przed prawie dwoma tygodniami poparł sankcje. Mają one zostać utrzymane w mocy tak długo, aż nie zostanie zrealizowane porozumienie z Mińska dla załagodzenia sytuacji na Ukrainie.
"Nic nam nie wiadomo o zmianie stanowiska któregoś z rządów w tym punkcie", zaznaczyła. Aleksis Cipras określił także wspólną walkę Grecji z dawnego Związku Radzieckiego z hitlerowskimi Niemcami w czasie II wojny światowej jako świetlaną przeszłość. "Możemy mieć też wspaniałą przyszłość", zaznaczył.
Wiosna w relacjach Grecja-Rosja
Ostentacyjne zbliżenie partii Syriza premiera Ciprasa z prezydentem Rosji Putinem wywołuje nerwowość u politycznych obserwatorów w Brukseli. Czy Grecja mogłaby więc faktycznie wyłamać się z europejskiego frontu w polityce zagranicznej wobec konfliktu ukraińskiego, by pozyskać ekonomiczną przychylność Rosji?