W obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich na Białorusi rosyjskie media coraz większą uwagę poświęcają sytuacji w tym kraju. Kilka dni temu rosyjska telewizja publiczna Pierwyj Kanał wyemitowała program „Czas pokaże" poświęcony problemom Rosjan, którzy po upadku ZSRR znaleźli się na terenie Kazachstanu, Białorusi i Ukrainy. Autorzy programu stwierdzili, że na Białorusi odradza się nacjonalizm, i pokazały nagrania z opozycyjnego Dnia Wolności (z 25 marca), na którego przeprowadzenie białoruskie władze w tym roku wyraziły zgodę.
Rosjan szczególnie zbulwersowało to, że w trakcie opozycyjnej manifestacji do pomnika rosyjskiego generalissimusa Aleksandra Suworowa ktoś przyczepił tabliczkę „wróg Białorusi".
W związku z tym uczestnicy dyskusji w studiu telewizyjnym stwierdzili, że Białorusinom, którzy uważają się za Rosjan, trzeba wydawać rosyjskie paszporty, należy też zintensyfikować programy edukacyjne dla białoruskiej młodzieży. Cały program został wyemitowany i na Białorusi, co wywołało dyskusje na temat wpływu w tym kraju rosyjskich mediów.
Co ciekawe, o rosyjskiej propagandzie zaczęli mówić nawet białoruscy propagandyści, którzy od lat popierali rosyjski punkt widzenia.
– Nie możemy biernie się temu przyglądać, ponieważ rosyjska telewizja ma największą oglądalność wśród Białorusinów – powiedział Paweł Jakubowicz, redaktor głównej białoruskiej gazety codziennej „Sowiecka Białoruś". Jak twierdzi, trzeba bacznie obserwować wpływ, jaki na białoruskich widzów wywierają rosyjskie telewizje.