Tylko przypadkowo zestrzelony nad Donbasem malezyjski MH17 nie był lotem Lufthansy. Mimo że dwa dni przed katastrofą rząd Niemiec dysponował wyraźnymi informacjami ostrzegającymi przed lotami nad wschodnią Ukrainą, nie przekazał ich dalej, wynika z poufnych doniesień MSZ, do których dotarła „Sueddeutsche Zeitung" (SZ) oraz rozgłośnie NDR i WDR.
Samolot linii Malaysia Airlines runął na ziemię 17 lipca ubiegłego roku. Na pokładzie było 298 osób. Wszyscy zginęli. Boeing 777 leciał nad objętą walkami wschodnią Ukrainą. Rząd Ukrainy i Zachód wychodzą z założenia, że samolot został trafiony wystrzelonym przez prorosyjskich separatystów pociskiem rakietowym ziemia-powietrze. Rząd Rosji obarcza natomiast odpowiedzialnością siły powietrzne Ukrainy. Po półrocznym dochodzeniu zespół dziennikarzy śledczych SZ, NDR i WDR nie ma „niemal żadnych wątpliwości", że malezyjski samolot został zestrzelony z systemu Buk-M1 zlokalizowanego na obszarze kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów.
Ponieważ większość ofiar pochodziła z Holandii, śledztwo prowadzą holenderskie władze. Nie zostało ono jeszcze zakończone.
MSZ: Sytuacja budząca ogromne obawy
W tajnych doniesieniach z 15 czerwca 2014, zatem dwa dni przed katastrofą MH17, niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych mówiło o „budzącej ogromne obawy" sytuacji na wschodniej Ukrainie. Powodem była informacja z 14 czerwca o zestrzeleniu ukraińskiego samolotu wojskowego typu Antonow na wysokości ponad 6000 metrów. Jak napisał MSZ, oznacza to „sytuację nowej jakości". Notatka ta została zakwalifikowana jako informacja „tylko do użytku służbowego".
Dla ekspertów wojskowych zestrzelenie samolotu na takiej wysokości było wyraźnym sygnałem, że trafione mogą zostać także samoloty na jeszcze większym pułapie, co oznacza niebezpieczeństwo także dla cywilnych samolotów pasażerskich. Niemieckie media piszą, że także służby niemieckiego wywiadu BND w codziennych doniesieniach wielokrotnie informowały rząd w Berlinie, że nie można zagwarantować bezpieczeństwa nad obszarem wschodniej Ukrainy.