Na pierwszy szczyt obu stron od podpisania ukraińsko-unijnej umowy stowarzyszeniowej w lipcu ubiegłego roku przyjechali do Kijowa najwyżsi dostojnicy z Brukseli: przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
– Żadnych ważnych decyzji, jedynie wymiana idei i pomysłów – powiedział o spotkaniu analityk z Center for European Policy Studies Steven Blockmans.
Mimo wcześniejszych wątpliwości obie strony zgodnie potepiły zarówno „agresję ze strony rosyjskich sił zbrojnych", jak i „bezprawną aneksję Krymu, która nie zostanie uznana". Ale poza tym Brukselę i Kijów podzieliły „idee i pomysły". Witając unijnych gości, prezydent Petro Poroszenko wezwał UE, by jak najszybciej wprowadziła ruch bezwizowy dla Ukraińców. „Jestem pewny, że akcje Rosji na (naszej) wschodniej granicy nie powinny być przeszkodą we wprowadzeniu bezwizowego reżimu" – taki wpis na prezydenckim koncie na Twitterze towarzyszył przemówieniu Poroszenki.
Unia tymczasem właśnie uważa, że dopóki Kijów nie kontroluje całej swej granicy, nie można znosić wiz dla Ukraińców. Jasno to przedstawił cztery dni przed szczytem prezydent Francji François Hollande w trakcie paryskiej wizyty Poroszenki. – Ukraina powinna przekonać Unię, że ruch bezwizowy nie niesie ze sobą ryzyka – powiedział.
Jakby odpowiadając francuskiemu prezydentowi, jeszcze w niedzielę wódz donieckich separatystów Aleksander Zacharczenko zapowiedział, że nie odda kontroli nad granicą z Rosją. Obecnie kilkusetkilometrowy odcinek stepowej granicy ukraińsko-rosyjskiej w zasadzie nie jest przez nikogo kontrolowany. Jedynie na dwóch dawnych przejściach granicznych stoją rosyjskie posterunki, natomiast stepem przejeżdża kto chce i dokąd chce.