Trudno o mocniejszy sygnał tragedii, jaką przeżywają uchodźcy na drodze do Europy. Na kilka godzin przed szczytem przywódców państw regionu w Wiedniu znaleziono ciężarówkę, w której było od 20 do 50 ciał. Pojazd stał przy austriackiej autostradzie A4 prowadzącej z Węgier, głównej drodze przerzutu imigrantów.
– To jest straszliwe ostrzeżenie, co się będzie działo, jeśli cała Unia nie zacznie działać w tej sprawie solidarnie – ostrzegła Angela Merkel.
Na razie jednak na takie działanie się nie zanosi. Dobrze to widać w miejscowości Idomeni na granicy Grecji i Macedonii. Tu co chwila podjeżdża autokar wypełniony uciekinierami z Syrii, Iraku, Erytrei, Afganistanu.
– Zwykle po kilku godzinach dostają sygnał od macedońskich strażników, że mogą przekroczyć granicę. To oznacza, że czeka na nich pociąg, który zawiezie ich na północ. Sytuacja powtarza się w Serbii. Dopiero Węgry usiłują zatrzymać imigrantów, ale bez skutku – mówi „Rz" Elisa Galli, która na miejscu koordynuje pracę ekipy Lekarzy bez Granic (MSF). Pomoc jest potrzebna, bo uchodźcy wiele przeżyli.
– Przeprawiają się z Turcji na najbliższe greckie wyspy, jak Kos czy Lesbos, ale potem czekają wiele tygodni, aż władze wydadzą tymczasową kartę pobytu, bez której nie przedostaną się dalej na północ (najbliższy termin rejestracji to teraz listopad). W tym czasie nikt im nie pomaga, muszą za pieniądze, które im zostały, znaleźć schronienie. Są wyczerpani, często chorzy – mówi Galli.
Uciekinierzy wolą trzymać się razem, bo przypadki kradzieży są częste. Kontrolę nad częścią bałkańskiej drogi przejęli afgańscy przemytnicy. Domagają się haraczu za przepuszczenie uciekinierów, nieraz wymuszają na kobietach usługi seksualne.