Takie same zarzuty pod adresem niemieckich władz formułują grupy zajmujące się obroną praw kobiet. Wendt przyznaje, że z powodów politycznych władze robią wszystko, by nie rozpowszechniać informacji o napaściach seksualnych na kobiety, do jakich dochodzi w ośrodkach dla uchodźców. Ale ignorowanie problemu - jego zdaniem - przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere apelował wcześniej, by nie rozpowszechniać negatywnych plotek dotyczących uchodźców. - Liczba pogłosek związanych z uchodźcami jest ogromna i są one rozpowszechniane na masową skalę za pośrednictwem internetu - ubolewał. - Władze federalne sprawdzają wszystkie doniesienia i bardzo często okazuje się, że plotki nie mają nic wspólnego z prawdą. Zdarzają się rzeczy warte krytyki. Ale nie ma powodu do bycia podejrzliwym w stosunku do każdego uchodźcy - dodał.
Tymczasem Wendt radzi ministrom spraw wewnętrznych w poszczególnych niemieckich landach, by ci przyjrzeli się policyjnym raportom jakie do nich spływają. - Wtedy dowiedzą się co naprawdę dzieje się nocami na ulicach i w ośrodkach dla uchodźców - podkreślił.
Z kolei Barbara Helfrich z organizacji charytatywnej Paritaetischer Bund działającej w Hesji stwierdziła, że do organizacji zgłosiła się już pewna grupa kobiet. - Mamy raporty o przypadkach przemocy seksualnej od jej ofiar, a także od przedstawicieli organizacji samorządowych - poinformowała w rozmowie z Reutersem.
W liście otwartym grupa organizacji charytatywnych pisze wprost o "gwałtach, napaściach na tle seksualnym i zmuszaniu kobiet do prostytucji" w ośrodkach dla uchodźców. Autorzy listu zapewniają, że nie są to pojedyncze przypadki.