Według "Financial Times" protest w tej sprawie przekazał ambasadorowi Francji pierwszy doradca belgijskiego premiera.

Belgijscy dyplomacji cytowani przez "FT" twierdzą, że zrzucanie winy na Belgię ma na celu zatuszowanie błędów, które popełniły francuskie władze w walce z islamskimi ekstremistami.

Główne działania antyterrorystyczne po zamachach we Francji prowadzone były w jednej z dzielnic Brukseli - Molenbeek, gdzie mieszkał jeden z zamachowców-samobójców. Jego brat  jest poszukiwany listem gończym, a dwie zatrzymane w Molenbeek osoby usłyszały zarzut uczestnictwa w zamachach.

Tymczasem Belgowie zauważają, że tylko jedna z trzech grup, które zorganizowały ataki, ma powiązanie z Belgią.

Luksemburg podkreśla, że służby specjalne tego kraju udzieliły Francji wszystkich niezbędnych informacji, by pomóc w ustaleniu tożsamości i zatrzymaniu terrorystów. Przypomina też o niedawnej akcji rozbicia siatki terrorystów w kilku belgijskich miastach, wśród których był też pochodzący z Francji ekstremista. "Ale wtedy Belgia nie zrzucała winy na Francję" - twierdzą urażeni belgijscy politycy.