Według poczytnego dziennika „Le Parisien" to najściślej strzeżona tajemnica Pałacu Elizejskiego, którą Francois Hollande miał się podzielić tylko z najbliższymi współpracownikami. Jego prezydencka kadencja kończy się 15 maja, a już w grudniu ogłosił, że nie wystartuje ponownie w wyborach. Koincydencja czasowa jest więc znakomita. Bo kadencja Tuska kończy się dwa tygodnie później.
Małe są co prawda szanse na wygraną socjalisty w wyborach we Francji, a nowym prezydentem zostanie albo Francois Fillon, chadek, albo Marine Le Pen, nacjonalistka. Oboje na pewno nieprzychylni scenariuszowi, w którym ich przeciwnik polityczny zajmuje ważne stanowisko w Brukseli. Ale to nie do nowego prezydenta będzie należała decyzja w tej sprawie.
Kandydaturę Hollande'a zgłosić mógłby... sam Hollande, bo decyzja w sprawie przedłużenia lub nie mandatu Tuska zapadnie na szczycie UE w marcu.
Na razie w Brukseli o konkurentach dla Tuska nie słychać, ale tacy mogą się pojawić w ostatniej chwili. Według „Le Parisien" Hollande już się wczuwa w nową rolę, czego dowodem ma być jego reakcja na krytyczne wobec UE wypowiedzi Donalda Trumpa w wywiadach prasowych z ostatniego weekendu. – Europa nie potrzebuje rad z zewnątrz – odpowiedział zdecydowanie francuski prezydent.
Jest jednak wiele czynników niesprzyjających Hollande'owi. Po pierwsze, nie chodzi o znalezienie kandydata, ale o decyzję, czy obecny szef Rady zasługuje na kolejną kadencję. Tylko jeśli nie zasługuje, to nastąpią poszukiwania jego następcy. To znacznie utrudnia sytuację potencjalnym konkurentom, bo choć zachwytów nad Tuskiem nie słychać, to nie ma też sprzeciwów, z wyjątkiem Warszawy.