Turniej Czterech Skoczni: Skok na wreszcie pełną kasę

Turniej Czterech Skoczni jest jedną z najbardziej prestiżowych imprez w skokach narciarskich. Organizatorzy tej zimy przygotowali dla uczestników rekordowe premie.

Publikacja: 26.12.2021 10:32

Turniej Czterech Skoczni: Skok na wreszcie pełną kasę

Foto: AFP

Zwycięzca rywalizacji, do której dojdzie na skoczniach w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen, dostanie 100 tys. franków szwajcarskich. To pięć razy więcej niż rok temu za pierwsze miejsce w turnieju dostał Kamil Stoch. Organizatorzy wreszcie zaoferują skoczkom coś więcej niż prestiż.

Uczestnicy mogą zacierać ręce. Pula nagród całego turnieju wyniesie 400 tys. franków. - Fantastycznie, że doczekaliśmy się nowych premii przy okazji 70. edycji naszej imprezy. Zwiększenie puli nagród to efekt wysiłków wszystkich miast-organizatorów oraz obu krajowych związków narciarskich - zapewnia dyrektor turnieju Peter Kruijer.

Rekordowe nagrody oznaczają dla uczestników Turnieju Czterech Skoczni powrót do złotej ery. Kilkanaście lat temu, kiedy rywalizacja Adama Małysza z Martinem Schmittem przyciągała przed telewizory miliony widzów, a mecenasami skoków były Milka oraz Audi, Polak dostał 170 tys. franków szwajcarskich (premie za wygrane konkursy oraz zwycięstwo w całym cyklu) i Audi A4 Quattro 3.0.

Czytaj więcej

Sześciu Polaków w Turnieju Czterech Skoczni

Później oglądaliśmy skoki na pustą kasę. Rok temu uczestnicy Pucharu Świata mogli zarobić więcej nawet podczas zawodów Willingen Five. Schmitt nazywał TCS „wyjątkowo biednym”, a Sven Hannawald oznajmił wprost: - Turniej jest szczytem sezonu, co powinno znaleźć odbicie w wysokości nagród, szczególnie dla tego najlepszego. Obecne premie to wstyd.

Hannawald jako pierwszy skoczek wygrał wszystkie cztery konkursy turnieju. Skompletowanie Wielkiego Szlema oznaczało dla niego zarobek w wysokości 350 tys. franków. Wyczyn Niemca rozbudził aspiracje. Kilka lat później - w sezonie 2011/12 - jeden ze sponsorów imprezy obiecał okrągły milion franków dla skoczka, który powtórzy jego osiągnięcie, ale wówczas się to nie udało.

Trener pod presją

Dziś wśród faworytów do zgarnięcia rekordowej premii jest rodak Hannawalda, Karl Geiger, który był niedawno pierwszy i drugi w Engelbergu. Niemiec nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni od 20 lat. W tym czasie dokonali tego nie tylko Austriacy, Polacy, Norwegowie, Słoweniec, Japończyk czy Fin, ale nawet Czech Jakub Janda.

Lista faworytów jest oczywiście znacznie dłuższa. Regularnie na podium konkursów Pucharu Świata stawali w ostatnich tygodniach Japończyk Ryoyu Kobayashi oraz Norwegowie Marius Lindvik i Halvor Egner Granerud, a wielu widzi kandydata do niespodzianki w Szwajcarze Kilianie Peierze. Nadzieją Słoweńców jest czwarty w klasyfikacji generalnej Anze Lanisek.

Polakom trudno wróżyć sukcesy. Przebłyski formy na początku sezonu pokazuje tylko Kamil Stoch, który dwa tygodnie temu był trzeci w  Klingenthal. Inni rozczarowują. Nasi skoczkowie w dziewięciu pierwszych konkursach sezonu zdobyli 344 punkty. To prawie cztery razy mniej niż mieli w tym samym momencie zimy przed rokiem.

Nie wiadomo, w jakim składzie nasza reprezentacja pojedzie na Turniej Czterech Skoczni. Pewne miejsce w kadrze mają Stoch, Piotr Żyła i Paweł Wąsek. Pozostałych wskażą mistrzostwa Polski w Zakopanem. Nie brakuje opinii, że zawodzącym liderom bardziej od startów przydałyby się spokojne treningi, skoro za sześć tygodni rozpoczną się igrzyska olimpijskie w Pekinie.

- Stoch jest w niezłej dyspozycji. Skacze na wysokim poziomie i powtarzalnie, poza tym jest odporny na stres. A reszta? Trudno powiedzieć. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało przed Zakopanem. W każdym razie trzeba potwierdzić po miesiącu startów: są w dołku. Ale z dołka też się wychodzi - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) Apoloniusz Tajner.

Falstart sprawił, że trener Michal Doleżal musi zmagać się z bezprecedensową presją. Polacy ostatni raz skakali tak słabo w schyłkowym okresie kadencji Łukasza Kruczka. Prezes Tajner podkreśla jednak, że z pracy Czecha jest zadowolony. Wciąż mówimy przecież o szkoleniowcu, za którego kadencji Żyła został mistrzem świata, a Stoch i Dawid Kubacki wygrywali Turniej Czterech Skoczni.

Wiary w trenera oraz kolegów nie traci sam Stoch. „Teraz potrzeba nam spokoju i odrobiny szczęścia, bo latem wykonaliśmy każdy zaplanowany trening i każde polecenie. Ręczę za to swoim nazwiskiem. Dziękuję kibicom, tym spod skoczni w Engelbergu i wszystkim którzy są z nami w tym czasie. Dajecie więcej sił niż wam się wydaje” - napisał mistrz olimpijski w mediach społecznościowych.

Wierny widz z Polski

Słabe starty odbiły się na zarobkach Polaków. Stoch w finansowej klasyfikacji sezonu zajmuje 11. miejsce - dzięki premiom za miejsca w zawodach wzbogacił się o 24,6 tys. franków. To prawie trzy razy mniej niż Geiger, który tej zimy zarobił już więcej niż w całym poprzednim sezonie. Nasi kadrowicze wciąż nie mogą jednak narzekać, bo ich karierę wspierają indywidualni sponsorzy.

Polski Związek Narciarski (PZN) ma kilkunastu partnerów, są wśród nich m. in. Vivo, 4F, Blachotrapez, Fortuna czy Milka. Sam Stoch ma na czapce i kasku - to przestrzeń sponsorska do dyspozycji skoczków - logo firmy Atlas. Dawid Kubacki współpracuje z Mannerem. Piotr Żyła w ostatnich tygodniach pokazywał na Facebooku samochód i hulajnogę elektryczną, a na kasku ma Grupę Azoty.

Najlepsi polscy skoczkowie nie mają prawa narzekać, sytuacja komplikuje się na zapleczu kadry. Trzy lata temu karierę zakończył Krzysztof Biegun, później jego śladem poszedł Bartosz Czyż. Andrzej Stękała jeszcze niedawno łączył skoki z pracą w karczmie. Niewykluczone, że kilku skoczków z drugiego szeregu dostanie teraz szansę na zarobek podczas Turnieju Czterech Skoczni.

Kibice rywalizację najlepszych skoczków świata obejrzą na trybunach tylko przy okazji dwóch konkursów w Austrii.  4 tys. widzów wejdzie na 30-tysięczne trybuny Bergisel przy okazji rywalizacji w Innsbrucku. 3,5 tys. fanów będzie mogło pojawić się pod skocznią w Bischofshofen. Niemcy, walcząc z pandemią koronawirusa, zamknęli skocznie dla kibiców.

- To świetnie, że nie będziemy musieli rozgrywać całego turnieju przy pustych trybunach. Na wieść o decyzji dotyczącej wpuszczenia pod skocznię kibiców natychmiast rozpoczęliśmy przygotowanie trybun zgodnie z restrykcjami sanitarnymi - podkreśla szef komitetu organizacyjnego ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni Manfred Schuetzenhofer.

Wejściówek jest niewiele, większości polskich kibiców zostanie dopingowanie skoczków przed telewizorem. Polski widz jest wierny, słaby początek sezonu nie wpłynął na oglądalność transmisji Pucharu Świata. Sobotni konkurs, który pokazywały TVN oraz Eurosport, przyciągnął przed ekrany 3,22, a niedzielny - 3,37 mln widzów. To wyniki, które utrzymują się od początku zimy.

- Chcemy odmłodzić grupę widzów, a tym, którzy zafascynowani są tylko piłką pokazać, że istnieją jeszcze skoki - zapowiadał przed sezonem dyrektor programowy TVN Edward Miszczak, którego stacja przejęła prawa dla transmisji skoków. Ważną weryfikacją dla jego strategii będzie Turniej Czterech Skoczni. Pierwszy konkurs 29 grudnia w Oberstdorfie.

Zwycięzca rywalizacji, do której dojdzie na skoczniach w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen, dostanie 100 tys. franków szwajcarskich. To pięć razy więcej niż rok temu za pierwsze miejsce w turnieju dostał Kamil Stoch. Organizatorzy wreszcie zaoferują skoczkom coś więcej niż prestiż.

Uczestnicy mogą zacierać ręce. Pula nagród całego turnieju wyniesie 400 tys. franków. - Fantastycznie, że doczekaliśmy się nowych premii przy okazji 70. edycji naszej imprezy. Zwiększenie puli nagród to efekt wysiłków wszystkich miast-organizatorów oraz obu krajowych związków narciarskich - zapewnia dyrektor turnieju Peter Kruijer.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sporty zimowe
Dlaczego Rudolf Rohaczek został zwolniony, ale pozostanie legendą
Sporty zimowe
Nie żyje Konstantin Kołcow. Policja ujawniła okoliczności śmierci partnera Aryny Sabalenki
Sporty zimowe
Puchar Świata w narciarstwie alpejskim. Slalomem po ósmy kryształ
Sporty zimowe
Łyżwiarstwo szybkie. Polacy powalczą o medale mistrzostw świata
Sporty zimowe
Kamila Walijewa wraca przed sąd. Łyżwiarze czekają na medale wywalczone w Pekinie