– Przybiegłam na czwarte piętro i zostałam zatrzymana przez kilku strażaków. Powiedziałam, że mam dzieci na sali kinowej. Zostałam odepchnięta i powiedzieli mi, że tam nikogo nie ma. Włączyłam głośnik w telefonie w trakcie rozmowy z moją córką, która znajdowała się tam z trzema moimi wnukami. Moja córka mówiła: „Mamo, dlaczego nas nikt nie ratuje? Dusimy się tu". Jej ostatnie słowa były takie: „Mamo, kocham cię, umieram". Prosiłam, błagałam tych strażaków. Oni tylko stali i uśmiechali się – mówiła uczestniczka protestu, który we wtorek rano rozpoczął się w syberyjskim Kemerowie.