Hannah Jones z Marden w hrabstwie Herefordshire miała pięć lat, gdy zachorowała na białaczkę. Ostatnie osiem lat – z krótkimi przerwami – spędziła w kolejnych szpitalach. Chemioterapia uszkodziła serce dziewczynki. W mięśniu sercowym powstała dziura.
Na początku roku lekarze ze szpitala dziecięcego w Birmingham wszczepili jej rozrusznik. Ale pomóc mógłby jej jedynie przeszczep serca. Na taki zabieg 13-latka nie chce się jednak zgodzić. Dziewczynka boi się, że umrze samotnie w szpitalu.
– Hannah nie chce przeszczepu. Woli spędzić czas, który jej pozostał, ze swą rodziną, niż walczyć w szpitalnym łóżku o życie – twierdzi jej ojciec Andrew Jones.
Dziewczynka postanowiła zrezygnować z przeszczepu po rozmowie z lekarzami ze szpitala Great Ormond Street w Londynie, którzy mieli przeprowadzić transplantację. Ostrzegli ją, że nawet jeśli operacja się uda, to leki, które będzie musiała brać, aby jej ciało nie odrzuciło przeszczepu, uniemożliwią jej dalszą chemioterapię. To zaś może spowodować nawrót białaczki. Rodzice dziewczynki – Kirsty, 43-letnia pielęgniarka z oddziału intensywnej terapii, oraz Andrew, 44- letni księgowy – poparli decyzję córki. Wypisali ją ze szpitala. Jeden z lekarzy złożył jednak wtedy na nich donos do opieki społecznej. Szpital natychmiast wystąpił o pozbawienie Jonesów władzy rodzicielskiej z powodu „powstrzymywania dziecka przed leczeniem”.
– Byliśmy przerażeni, że chcą nam zabrać nasze dziecko i zoperować ją wbrew jej woli. Hannah sama podjęła tę decyzję. Nie zmusiliśmy jej do tego. Podziwiamy ją za odwagę – podkreśla Andrew Jones. Batalia prawna między szpitalem, opieką społeczną i państwem Jones trwała prawie rok. Dopiero wczoraj dyrekcja szpitala zrezygnowała z postępowania sądowego wobec rodziców. Decyzja zapadła po rozmowie 13-latki z pracownikiem służb socjalnych, który uznał, że dziewczynka „w pełni rozumie konsekwencje swego postępowania”.