Do tej pory większość ludzi na Zachodzie nie wiedziała nic o żonie Mahmuda Ahmadineżada. Sporym zaskoczeniem był więc jej udział w kobiecej konferencji, jaka się odbyła w Rzymie. Azam al Sadat Farahi, tak nazywa się żona prezydenta Iranu, była zawinięta w czarny czador, spod którego wystawała część twarzy i przyciemnione okulary. Podczas obrad pani Farahi mówiła o tym, jak jej kraj doskonale radzi sobie z problemem głodu, a także – o czym napisał izraelski dziennik „Haarec” – wzięła przykład z męża i potępiła Izrael.
Okazało się, że żona Ahmadineżada jest inżynierem i nauczycielem akademickim. Musiała jednak zrezygnować z pracy, gdy jej mąż został prezydentem.
– Przywódcy muzułmańscy na ogół nie życzą sobie, żeby ich żony brały udział w życiu publicznym. Starają się je trzymać w cieniu, z daleka od mediów. Tak właśnie robi Ahmadineżad – powiedział „Rz” dr Aly Khorshid, brytyjski ekspert ds. islamu. – Nie oznacza to jednak, że jego żona nie ma nic do powiedzenia. Przeciwnie, wszyscy muzułmanie konsultują swoje decyzje z żonami. Dotyczy to zarówno zwykłych obywateli, jak i prezydentów, a nawet królów.
Dr Khorshid był bowiem oficjalnym tłumaczem i przewodnikiem królowej Elżbiety II podczas wizyty w Arabii Saudyjskiej. – Brytyjska monarchini poprosiła o spotkanie z saudyjską królową, która nigdy nie pokazuje się publicznie. Podczas wizyty w pałacu dowiedziałem się, że mimo tego, że jej poddani nigdy jej nie widzieli, ma wielki wpływ na męża, a co za tym idzie – na całe państwo. Nie mniejszy niż Michelle Obama – powiedział Khorshid.
Są jednak islamskie dyktatury, w których żony odgrywają zupełnie inną rolę. Choćby Syria, gdzie małżonka prezydenta Baszira Asada, Asma Asad, jest dynamiczną pierwszą damą, wzorującą się na żonach przywódców z Europy. Nosi europejskie stroje – a nie islamską chustę – mówi kilkoma europejskimi językami i skończyła kilka europejskich uczelni. Uprawia sport, udziela wywiadów i angażuje się w działalność charytatywną.