Taki wyrok wydał właśnie amerykański sąd apelacyjny na nowojorskim Manhattanie. Budząca wielkie emocje sprawa dotyczyła wprowadzonej w 2004 roku polityki zaostrzającej podejście do wulgaryzmów na antenie. Dawały one Federalnej Komisji Łączności (FCC) – odpowiednikowi polskiej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – możliwość nakładania na nadawców kar finansowych za każdym razem, gdy w telewizji czy radiu padnie nieprzyzwoite słowo. Przed 2004 rokiem FCC karała nadawców głównie za celowe użycie zapisanego wcześniej w scenariuszu wulgaryzmu lub niezagłuszenie specjalnym „biiip“ przekleństwa w programie, który został wcześniej nagrany i zmontowany.
Od kilku lat Federalna Komisja Łączności nakłada jednak kary na nadawców również wówczas, gdy wulgaryzmy pojawiają się podczas transmisji na żywo, na przykład podczas rozdania nagród muzycznych lub filmowych. Adwokaci potężnego koncernu medialnego kierowanego przez Ruperta Murdocha, a także przedstawiciele innych amerykańskich nadawców, przekonywali, iż regulacje przyjęte za rządów George’a W. Busha naruszają wolność słowa.
Troje sędziów sądu apelacyjnego przyznało im rację i uznało, że kary nakładane na media przez FCC rzeczywiście naruszają konstytucję. Stwierdzili oni też, że zakaz używania wszystkich „ordynarnych“ odniesień do seksu, organów seksualnych czy ekskrementów, bez jasnej definicji, co jest ordynarne i obraźliwe, wywołuje wśród właścicieli stacji telewizyjnych i jej pracowników atmosferę strachu. – Nadawcy nie mają żadnego sposobu, by ustalić, co FCC uzna za nieprzyzwoite – zauważyli sędziowie, podkreślając, że taka sytuacja prowadzi do stosowania zakrojonej na dużą skalę autocenzury.
W sądzie padło wiele przykładów potwierdzających tę tezę. Jedna ze stacji telewizyjnych w stanie Vermont odmówiła na przykład emisji debaty politycznej, ponieważ jeden z lokalnych polityków użył kiedyś na antenie niecenzuralnego słowa. Z kolei szefowie stacji Moosic w Pensylwanii w ogóle zrezygnowali z relacji na żywo, chyba że w grę wchodziły kwestie związane z bezpieczeństwem publicznym.
Wyrok sądu ucieszył amerykańskich nadawców. – W tej rozgrywce z cenzurą na razie pierwsza poprawka prowadzi jeden do zera – komentował Andrew Jay Schwartzman, dyrektor Media Access Project – organizacji, która dołączyła się do pozwu w imieniu muzyków, producentów, pisarzy i reżyserów.