Dzikie zrzuty ścieków, nieszczelności sieci kanalizacyjnych i mrowie turystów, spośród których wielu wchodzi do wody jak do toalety, a do tego długotrwałe upały. Efekt? Skażenie bakteriologiczne. Sanepid już zamknął kilka kąpielisk, m.in. w Gdyni-Śródmieściu, podkoszalińskich Gąskach oraz w Świnoujściu.
A Świnoujście to jeden z najmodniejszych nadmorskich kurortów. Tam od ponad tygodnia w Bałtyku rosło stężenie bakterii z grupy coli i do wczoraj – mimo spadku – przekraczało normy. – Wyłączenie kąpieliska to najczęściej efekt zanieczyszczenia fekaliami. Istnieją dzisiaj nowoczesne metody sprawdzania, gdzie doszło do skażenia. Prezydent Świnoujścia może poprosić o pomoc inspektorat ochrony środowiska – wskazuje Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. I opowiada, że na południu Polski, gdy bakterie coli pojawiały się w Dunajcu, szukano zanieczyszczającego helikopterem z kamerą termowizyjną.
Kąpieliska świnoujskie są zamknięte po obu stronach Świny, a na lewym jej brzegu aż do granicy z Niemcami.
– I to jest dopiero paradoks. Kilkaset metrów od nas Niemcy kąpią się bez przeszkód, a ich kurorty nie muszą się bać konsekwencji informacji o zamkniętych kąpieliskach – zaznacza Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia. – Niezależnie od tego, że usiłujemy ustalić przyczyny skażenia i modlimy się o wiatr i deszcz, które pozwoliłyby szybko oczyścić Bałtyk, nie możemy się pogodzić z tym, że polskie prawo uderza w nasze interesy. Niemcy nie muszą zamykać kąpielisk, bo oni korzystają z dyrektywy unijnej z 2006 r., według której nasze skażenie nie byłoby brane pod uwagę.
Pogląd ten podziela Zbigniew Kolanek, powiatowy inspektor sanitarny w Świnoujściu. – Nie chcę lekceważyć zagrożeń bakteriologicznych, bo lepiej, by bakterii w wodzie nie było, ale ktoś przesadził, formułując nasze normy – mówi „Rz”.