– Dwa lata temu Donald Tusk obiecywał stoczniowcom w Gdyni i Szczecinie, że jeśli stocznie nie zostaną uratowane, to ministra skarbu Aleksandra Grada nie będzie w rządzie. Minister dalej jest, a premier go broni i mówi, że jest najlepszy –wytykał Grzegorz Napieralski.
Zamknięta stocznia to dla lewicy symbol nieudolnych rządów PO – PSL, które doprowadziły do pozbawienia pracy 4 tys. osób.
SLD-owski wiec przed stocznią oburzył związkowców z „Solidarności". Przypomnieli, że początek jej końca nastąpił, gdy rząd Leszka Millera odmówił zakładowi pomocy. – To ugrupowanie, które wskazuje na nieruchome dźwigi i suwnice, rozpoczęło niszczenie stoczni w 2002 r., PO tylko dokończyła dzieła. Każde spotkanie SLD w tym miejscu będzie dla nas obraźliwe – mówi „Rz" Krzysztof Fidura, szef stoczniowej „S".
Uczestnicy wiecu złożyli kwiaty pod tablicą upamiętniającą zamordowanych w grudniu 1970 r. – Chwała im za to, ale brakuje jednego: aby tam uklękli i powiedzieli „mea culpa". Oprawcy do dziś nie zostali osądzeni – podkreśla Waldemar Brygman, postrzelony podczas pacyfikacji.
W stolicy obchody Święta Pracy zorganizowało OPZZ. Zebrało się ok. 100 osób.