Artykuł pochodzi z archiwum rp.pl
Xu Hengrui otrzymał na egzaminie 526 punktów, o 31 więcej od minimum wymaganego do przyjęcia kandydata na uczelnię. Chłopczyk uczył się w szkole podstawowej tylko dwa lata, nudził się na lekcjach i wyśmiewał zbyt łatwy dla niego program nauczania. Jego ojciec Xu Wenlin, prezes fabryki tytoniu, postanowił w końcu wypisać syna ze szkoły i sfinansować mu prywatną edukację.
Xu zaczął pobierać nauki w domu, w błyskawicznym tempie przerabiając program podstawówki i szkoły średniej. Do szkół chodził tylko na egzaminy, które zdawał bez problemów. W wieku 11 lat był gotowy do egzaminu na prawo. Pojawiły się pogłoski, że ojciec chłopca zapłacił łapówkę za przyjęcie go na uczelnię. Kierownictwo Uniwersytetu Renmin w wydanym oświadczeniu temu zaprzecza, podkreślając, że Xu Hengrui został rekomendowany do egzaminu przez lokalne władze oświatowe.
Choć informacje o ponadprzeciętnie uzdolnionych dzieciach co i rusz elektryzują ludzi na całym świecie, uczeni ostrzegają przed nadmiernym entuzjazmem. Z badań wybitnej brytyjskiej psycholog prof. Joan Freeman wynika, że zdecydowana większość cudownych dzieci nie spełnia pokładanych w nich nadziei. Freeman prześledziła losy 210 takich osób w ich dorosłym życiu. Okazało się, że zaledwie 3 procent z nich zrobiło kariery naukowe czy artystyczne.
Według psycholog pozbawianie utalentowanych maluchów dzieciństwa poprzez zmuszanie ich do nauki na wyższych uczelniach przynosi skutki przeciwne do oczekiwanych. Znajdujące się pod ciągłą presją, odsunięte od rówieśników cudowne dzieci wpadają często w przygnębienie i nauka zaczyna budzić w nich wstręt. – Być ponadprzeciętnie utalentowanym to znaczy radzić sobie lepiej z problemami intelektualnie, ale nie zawsze emocjonalnie – mówi prof. Freeman.