To będzie test, czy "S" potrafi zmobilizować ludzi przeciwko planom  oszczędnościowym Tuska.  - Nie wiem, czy będzie tysiąc, czy kilka tysięcy ludzi – zastrzega Mieczysław Jurek, szef zachodniopomorskiej „S". - Ale wiem, że w chwili, gdy cały ciężar kryzysu rząd chce zwalić na głowę najbiedniejszym, siedzenie w kapciach przed telewizorem niczego nie załatwi.

Związkowcy, wspierani przez stowarzyszenia i środowiska prawicowe, zaprotestują w „Marszu Godności" przeciwko m.in. podniesieniu wieku emerytalnego, spadkowi nakładów na walkę z bezrobociem, rosnącym kosztom utrzymania i cięciom subwencji samorządowych, a przy okazji chcą nagłośnić wciąż nierozwiązaną kwestię upadłej stoczni. - Chodzi też rzetelną informację i dialog, tymczasem jeszcze tuż przed wyborami minister finansów opowiadał o dodatnim wzroście PKB, a zaraz po okazało się, że będzie minus. Ludzie, którzy widzieli, jak dzień po wyborach cena paliwa skoczyła o 50 gr i mają już dość bajek, więc chcą i mają prawo to wykrzyczeć.

Czy to początek fali protestów przeciwko cięciom budżetowym rządu? - To nie będzie fala, a tsunami - zapowiada Piotr Duda przewodniczący "S". - To co się dzieje, to co zapowiada rząd to katastrofa. A fakt, że nie było o tym mowy przed wyborami można tylko nazwać tchórzostwem - mówi "Rz" Duda. I dodaje, że na razie związkowcy będą wykorzystywać środki prawne. Nie wyklucza jednak, że wyjdą też na ulice.

Protest nie przypadkiem odbędzie podczas obchodów 41. rocznicy wydarzeń Grudnia 70 i skończy się przy bramie stoczni. - To symbol, bo niby czasy były inne, ale ekonomiczne skutki działań rządu są podobne – kwituje Jurek.

Piotr Kobalczyk, anie