Z opublikowanego w tym tygodniu sondażu Rasmussena wynika, że chociaż poparcie dla prezydenta wśród wszystkich ankietowanych Amerykanów wzrosło do 50 procent (źle ocenia go 49 procent pytanych), to negatywną ocenę polityce prezydenta wystawia 61 procent ewangelików, 59 procent katolików i 52 procent protestantów.
Zła ocena wynika między innymi z burzy wokół forsowanej przez Baracka Obamę polityki kontroli urodzin. Biały Dom chce zmusić chrześcijańskich pracodawców — m.in. szpitale, uniwersytety czy domy opieki — do obowiązkowego opłacania ubezpieczenia zdrowotnego, zapewniającego bezpłatny dostęp do środków antykoncepcyjnych, środków poronnych czy sterylizacji. Obama jest głuchy na argumenty, że nowe przepisy ograniczą wolność religii. I chociaż złożył propozycję „uelastycznienia" nowego prawa, to duchowni Kościoła katolickiego odrzucają ją, podkreślając, że „pseudokompromis" polegający na przełożeniu o jeden rok daty egzekwowania kontrowersyjnych przepisów, jest „obraźliwy" i niebezpieczny z punktu widzenia konstytucyjnych praw milionów wierzących Amerykanów.
- To prawo jest sprzeczne z podstawowych prawem katolików będących obywatelami USA to organizowania się i pracy dla wspólnego dobra w przestrzeni publicznej – podkreślił metropolita Filadelfii arcybiskup Charles Chaput, zaznaczając, że „katolickie instytucje nie mogą podporządkować się temu niesprawiedliwemu prawu bez narażania na szwank swej katolickiej tożsamości".
– Nowa ustawa powinna zostać jak najszybciej w całości odrzucona — zaapelował jeden z najbardziej poważanych duchownych w USA.
Kardynał Charles Chaput zauważył także, że w ostatnich wyborach prezydenckich Baracka Obamę poparło wielu katolików, którzy teraz czują się zdradzeni i zignorowani. W tym samym tonie wyraził się również arcybiskup Waszyngtonu, który wezwał nie tylko katolików, ale również wiernych wszystkich innych religii, aby przeciwstawili się polityce Białego Domu. — Ludzie muszą głośno upomnieć się o swoje prawa – stwierdził w rozmowie z Fox News kardynał Donald Wuerl. Jego zdaniem propozycje Białego Domu to bowiem „niepotrzebna ingerencja rządu w wewnętrzne sprawy instytucji religijnych i zagrożenie, że rząd będzie zmuszał osoby wierzące i grupy religijne do pogwałcenia ich najgłębszych przekonań".