Zaraz potem Maso ma ponoć umówiony szereg występów w telewizjach i wywiadów dla kolorowych pism. Teraz już nie ma przeszkód. W grudniu zeszłego roku, gdy już chodził do pracy, a w więzieniu spędzał tylko noce, miał być gościem programu świątecznego Canale 5 poświęconemu miłości do rodziców, ale sędzia nie wydał zgody. Od 15 kwietnia Maso będzie panem swego czasu.
Włosi średniego i starszego pokolenia spotkają się ze starym znajomym. Już wtedy, gdy mordował, włoską telewizją rządziły prawo i logika tabloidu. Kamery wkroczyły na salę sądową. O mordercy i procesie rozprawiano w telewizji, prasie, w domach i barach. Zapamiętali go jako zimnego drania w świetnie skrojonej marynarce i apaszce w grochy, bez cienia wyrzutów sumienia i świadomości tego, co zrobił.
Psychiatrzy stwierdzili, że cierpi na poważne narcystyczne zaburzenia osobowości, ale w pełni odpowiada za swoje czyny. W 1994 r. Luciano Manuzzi sfabularyzował zbrodnię w filmie „I pavoni" (Pawie).
Spadek mimo wszystko
Urodził się w 1971 r. w bardzo pobożnej rodzinie rolników. Mieszkali w Montechia di Crosara (4 tys. mieszkańców), 35 km od Werony. Był ministrantem i rozpoczął naukę w seminarium, które porzucił dla szkoły rolniczej, ale tam też nie zagrzał miejsca.
Pracował w supermarkecie, potem u mechanika samochodowego. Zarobione pieniądze wydawał z kolegami na ciuchy, dyskoteki, hazard i w eleganckich restauracjach. Naturalnie ani on, ani koledzy nie byli w stanie zarobić na taki styl życia. Jeden z nich Giorgio Carbognin dzięki żyrantom dostał w banku pożyczkę na samochód, ale pieniądze wydali na przyjemności. Wtedy Pietro wpadł na pomysł, by zamordować rodziców dla należnego mu spadku. Przy okazji postanowił pozbyć się dwóch starszych sióstr. Skonstruował bombę, która miała wysadzić rodzinny dom w powietrze, ale zapomniał otworzyć zaworów dwóch butli gazowych. Niedługo potem wraz z Giorgiem zaplanowali razem zamordować rodziców Pietro w garażu, ale górę wziął strach.
W końcu sfałszował czek matki na 25 milionów lirów i właśnie obawy przed konsekwencjami kradzieży tych pieniędzy były przyczyną tragedii w nocy z 17 na 18 lipca 1991 r. Gdy rodzice Pietro wrócili koło północy do domu ze spotkania wspólnoty neokatechumenalnej, w domu czekał na nich syn i trzech zamaskowanych kolegów. Zatłukli ich rurami i ciężką blokadą kierownicy. Jatka, jak wykazało śledztwo, trwała blisko godzinę. Mimo to matka Pietro nie chciała umierać, więc ją zadusił. Potem pojechali na dyskotekę. Już dwa dni później byli za kratkami i przyznali się do winy. Pietro dostał 30 lat więzienia, dwóch wspólników po 26, a trzeci, nieletni – 13. Co szokujące, Maso mimo wszystko domagał się poprzez adwokata swojej części spadku.