Do tej pory wiedzieliśmy, że nasze rodaczki rodzą na Wyspach dużo dzieci. Ale dane te były podawane w liczbach bezwzględnych. Ostatnie mówią, że w 2012 r. Polki wydały na świat 21,2 tys. dzieci – najwięcej wśród matek-obcokrajowców.
Nie wiadomo jednak było, czy nie jest to w głównej mierze „zasługa" gwałtownie rosnącej liczby Polaków osiedlających się na Wyspach (od 2004 r. przybyło ich tam blisko 0,5 mln) czy na każdą statystyczną Polkę przypada duża liczba urodzeń. Brytyjczycy wskazywali dotychczas w swoich opracowaniach, że nie ma szczegółowych danych dotyczących poszczególnych nacji. Wyliczali jedynie wskaźnik dzietności (wskazuje, ile dzieci rodzi statystycznie kobieta w tzw. wieku rozrodczym) dla wszystkich cudzoziemek. Przeciętnie wynosi on dla nich 2,3 i jest wyższy w porównaniu z tym dla Brytyjek (1,9).
Wątpliwości rozwiewa najnowszy, opublikowany we wtorek przez Office for National Statistics raport „Childbearing of UK and non-UK born women living in the UK". Wynika z niego, to pierwsze tego rodzaju wyliczenie, że wskaźnik dzietności Polek mieszkających w Anglii i Walii wynosi 2,13. W Polsce to zaledwie 1,3. Każda z Polek rodzi zatem na Wyspach o ponad 60 proc. więcej dzieci niż w kraju. Ostatni raz tak wysoki wskaźnik urodzeń w Polsce odnotowaliśmy w latach 80. Poziom 2,1 – jak wskazują demografowie – jest pożądany, bo zapewnia tzw. zastępowalność pokoleń.
Brytyjczycy zauważają, że Polki odpowiadają już za niemal 3 proc. wszystkich urodzeń na Wyspach. Komentując dane dotyczące naszych rodaków, wskazują ponadto na polski fenomen dużej różnicy między zachowaniami w kraju macierzystym a państwie emigracji. Różnica między wskaźnikiem dzietności nad Wisłą i Tamizą wynosi aż 0,83. Jest ona, obok Litwinek i Pakistanek, największa wśród wszystkich matek-obcokrajowców. Na przykład dane dotyczące Niemek mówią, że nad Renem rodzą one statystycznie 1,41 dziecka, a w Wielkiej Brytanii 1,74. Też chętniej wydają na świat potomstwo na Wyspach, ale nie ma w ich wypadku tak dużej różnicy.
Polki rodzą coraz mniej dzieci. Za 6 lat...