Snapchat to aplikacja-komunikator. Ma w logo sympatycznego duszka, którego nazwa pochodzi od jednego z raperów z grupy Wu-Tang Clan. Wymyślił ją Evan Spiegel, rocznik 1990, startupowiec z Kalifornii. Niedawno wsławił się tym, że w listopadzie 2013 roku odrzucił ofertę kupna swojej aplikacji od Facebooka za... bagatela 3 miliardy dolarów. Następnie odrzucił droższą o kolejny miliard propozycję przejęcia przez Google.
Instagram, pierwsza aplikacja polegająca na zdjęciach użytkowników, kosztował trzy razy mniej, „jedynie" miliard dolarów. Na czym polega fenomen Snapchatu?
Spiegel wymyślił, że kluczem jest ulotność. Serwery Gmaila i Facebooka pełne są postów, wiadomości, zdjęć, rozmów – to wszystko się mnoży z każdą sekundą. Za pośrednictwem Snapchatu możemy przesyłać sobie zdjęcie, które po chwili zostaje całkowicie wymazane z systemu. Do użytkownika należy określenie czasu, po jakim zawartość wiadomości zostanie skasowana.
Pomysł chwycił, Snapchat rozrasta się w oszałamiającym tempie. Od maja do listopada 2012 roku użytkownicy wysyłali od 25 zdjęć na sekundę do 20 mln dziennie. Potem było już tylko więcej: czerwiec 2013 200 mln dziennie, wrzesień 350 mln, listopad ubiegłego roku przyniósł kolejny rekord - 400 mln zdjęć przesyłanych w ulotny sposób każdego dnia. Dla porównania przez Facebooka, którego używa ponad miliard osób na świecie przechodzi dziennie 350 mln zdjęć, a na Instagramie 150 mln użytkowników aktywnych każdego miesiąca generuje ruch na poziomie 50 mln zdjęć każdego dnia. Snapchat nie podaje liczby swoich użytkowników.
Być może jesteśmy świadkami narodzin nowego trendu w społecznościach. Być może przyszłość należy do ulotności. Do utrwalania chwili, by choć na moment trwała wiecznie. Johann Wolfgang Goethe byłby dumny.