Tuż przed świętami wielkanocnymi spłonął dom przygotowywany dla azylantów w małym miasteczku Tröglitz w Saksonii-Anhalt (landzie w byłej NRD). Przygotowywano go na przyjęcie 40 uchodźców, którzy mieli przybyć w maju. Wyznaczenie 20 tys. euro nagrody za wskazanie śladów prowadzących do sprawców nic nie daje. Podejrzani są prawicowi ekstremiści z NPD, którzy od dawna słali ostrzeżenia i groźby pod adresem burmistrza oraz jego żony.
Ten w końcu zrezygnował i jego miejsce zajął starosta powiatowy. Gdy otrzymał e-mail z groźbą, że zastosowane zostaną wobec niego metody znane z czasów rewolucji francuskiej, otrzymał ochronę policji.
Wszystko, co dzieje się w małej społeczności, obserwują z uwagą całe Niemcy. W sieci wrzenie i oprócz głosów oburzenia jest wiele wpisów popierających sprawców zamachu. Jeden z nich, ubolewający, że pożar nie nastąpił w chwili, gdy znajdą się tam już uchodźcy, otrzymał 120 lajków. Wszyscy pamiętają jeszcze ataki na domu uchodźców w pierwszych latach po zjednoczeniu Niemiec z licznymi ofiarami śmiertelnymi.
W mediach pojawiają się pytania, czy Niemcy są narodem ksenofobów i rasistów. – Nic podobnego. Wszystkie badania socjologiczne wskazują, że w ostatnich latach wzrósł stopień akceptacji zjawiska imigracji do Niemiec – zapewnia „Rz" Jochen Stadt, socjolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Jego zdaniem problem stwarza jedynie radykalizacja przeciwników imigracji oraz napływ do Niemiec uchodźców z całego świata. Przy tym osiedlają się oni nie tylko w dużych ośrodkach miejskich, jak dawniej, ale i w małych miejscowościach, gdzie byli zawsze traktowani podejrzliwie.
Z najnowszych badań Uniwersytetu w Lipsku wynika, że jedna piąta obywateli RFN jest wrogo nastawiona do obcych. Zdecydowana większość nie ma nic przeciwko nim. Ponad jedna czwarta społeczeństwa jest jednak zdania, że w kraju mieszka zbyt dużo obcokrajowców. Na 82 mln mieszkańców RFN 16,5 mln ma imigracyjną przeszłość. Jedna trzecia z tych osób urodziła się już w Niemczech. Pozostali to przybysze z ostatnich dziesięcioleci.