52-letni Wawrzyniec to młodszy brat rządzącego obecnie króla Filipa. Skarży się na obecnego monarchę, ale zaczyna od jego poprzedników: swojego wuja Baldwina, który panował w latach 1951-93 i ojca Alberta II, który zasiadł na tronie po śmierci Baldwina i abdykował po 20 latach w 2013 roku. I porównuje ich zachowanie do działań tajnej policji w byłym NRD.
— Z nimi było jak ze Stasi i mam wrażenie, że tak samo jest dziś z moim bratem, królem Filipem. Ich błędem było to, że wybrali dla mnie otoczenie, które życzyło mi krzywdy i uniemożliwiało mi pracę — powiedział książę, formalnie 11. osoba w kolejce do tronu króla Belgów.
Rzeczywiście, królewski dwór rzucał Wawrzyńcowi kłody pod nogi, ale on sam się do tego przyczynił. Chciał być aktywny w biznesie ochrony środowiska i energii odnawialnej, ale jego wybór partnerów prowadził do skandali politycznych. Jak np. jego nieuzgodniona z dworem królewskim i z rządem, a wręcz odradzana, wizyta w Kongo w 2011 roku, na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi, gdzie okazał poparcie jednemu z kandydatów. Mimo że Belgia za wszelką cenę próbowała pozostać neutralna z uwagi na trudną kolonialną przeszłość, gdy Kongo stanowiło własność najpierw króla Leopolda II, a potem państwa belgijskiego.
Książę Wawrzyniec argumentował, że wizyta miała cel naukowy, a nie polityczny: chodziło o badania w zakresie zrównoważonego rozwoju gospodarczego.
Rok później opinię publiczną wzbudziły jego relacje biznesowe z synem libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. W Libii belgijski książę miał pomagać w projekcie, którego celem było powstrzymanie ekspansji pustyni. Efektem tych afer było czasowe wstrzymanie budżetowych transferów dla księcia oraz zawieszenie go w obowiązkach reprezentacyjnych.