Ta parafia jest naprawdę stara, ma bardzo długą historię. Już tysiąc lat temu stał tu kościół, w wiosce Zorneding oddalonej 20 kilometrów od Monachium. Dzisiejsza barokowa bryła świątyni pod wezwaniem św. Marcina stanęła na początku XVIII wieku. Parafia i wierni twardo opierali się burzliwym wichrom historii, jednak wydarzenia z jesieni ubiegłego roku przeszły wszelkie wyobrażenia. Smutną kulminacją rasistowskiej kampanii nienawiści wobec czarnoskórego proboszcza pochodzącego z Kongo było jego ustąpienie. Zdecydował się na to, ponieważ wielokrotnie grożono mu śmiercią.
Najpierw było dobrze
Wierni już się przyzwyczaili, że posługę pełni czarnoskóry ksiądz, który udzielał im ślubów, chrzcił ich dzieci i odprawiał pogrzeby. Trafił tu, ponieważ w Kościele, także bawarskim, brakuje księży i musi posiłkować się naborem z krajów spoza Europy. Gdy cztery lata temu Olivier Ndjimbi-Tshiende objął funkcję proboszcza, parafia przyjęła go "dobrze i po przyjacielsku", jak dziś wspomina 66-letni duchowny.
Sytuacja zmieniła się jesienią, gdy kryzys migracyjny, a następnie rasistowskie incydenty w Niemczech przybrały na sile. Na celowniku ksenofobów znalazł się więc także i ksiądz z Zorneding.
Była przewodnicząca CSU w Bawarii Sylvia Boher napisała w partyjnym biuletynie, że land ten jest zalewany przez uchodźców. Mówiła wręcz o inwazji, o czym przypomniał proboszcz Ndjimbi-Tshiende.