Marcin Samsel: Pospolite ruszenie już nie wystarcza

Ludzie wzięli urlopy, żeby rozdawać zupę na dworcu. Ale nie mogą brać ich ciągle. Potrzebne jest wsparcie rządu, a tego nie widać – mówi Marcin Samsel, specjalista od zarządzania kryzysowego i bezpieczeństwa, wykładowca WSAIB w Gdyni.

Publikacja: 14.03.2022 21:00

FOT. WOJCIECH FIGURSKI /l/NEWSPIX.PL

FOT. WOJCIECH FIGURSKI /l/NEWSPIX.PL

Foto: FOT. WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl

Jak pan ocenia strategię postępowania z uchodźcami z Ukrainy?

Przyjechało ponad 1,7 miliona uchodźców, a zamiast pracować nad sytuacją w systemie zarządzania kryzysowego, mamy pospolite ruszenie. Oczywiście, potencjał Polaków i ich chęć pomocy należy wykorzystać, ale trzeba mądrze spożytkować tę energię, bo ją stracimy. Zapał już powoli wygasa, bo kończą się fundusze i czas. Ludzie wzięli urlopy, ale nie mogą być na nich ciągle, żeby rozdawać zupę na dworcu. Konieczne jest wsparcie rządu, a tego nie widać. Na Ukrainie gdyby nie prezydent Zełenski i mądry sztab, to takiego zapału do walki by nie było. Proszę sobie wyobrazić, jak by Ukraińcy walczyli, gdyby nikt nimi nie kierował i ich nie motywował, nie dawał wsparcia, jak robi to Kliczko w Kijowie. Wszystko szybko by się skończyło. U nas mamy dokładnie ten sam element psychologiczno-zarządczy w tej sytuacji.

Czytaj więcej

Empatia to najlepszy lek. Korespondencja z Przemyśla

Województwa przygraniczne miały być gotowe na przyjęcie dziennie 30 tys. ludzi, a jest ponad trzykrotnie więcej. Sytuacja wszystkich przerosła?

Należało się liczyć z wielką falą uchodźców. Wojewodowie powinni mieć opisane różne warianty planów działania już w listopadzie ubiegłego roku, kiedy Putin zaczął się szykować do wojny z Ukrainą. A w styczniu, kiedy było pewne, że wojna wybuchnie, te plany powinny być wdrażane. Bo to, że do wojny dojdzie, przewidywali analitycy, ja sam już 10 grudnia o tym pisałem. Rozumiem, że wojna zaskoczyła Polaków, ale nie powinna zaskoczyć polityków i wysokich urzędników. Premier musiał dostawać raporty wywiadu, kontrwywiadu, ABW. Jeśli służby nie ostrzegały o wojnie, to świadczy o jakości pracy służb. Chyba że ostrzegały, ale rządzący byli skupieni na polityce, a nie na zarządzaniu państwem. I uznali, że „jakoś to będzie”.

Mamy do czynienia z sytuacją bez precedensu. Jak wszystko można przewidzieć?

Sytuacja jest dynamiczna, będą błędy i niedociągnięcia. Chodzi o to, żeby wojewoda czy starosta szybko uzyskał informację zwrotną i szybko na nią zareagował. W kraju są powiatowe, gminne i wojewódzkie zespoły zarządzania kryzysowego, aż po szczebel centralny. Tam powinny trafiać informacje, być rozdzielane zadania, szykowane plany awaryjne i wdrażane działania na kolejne zdarzenia mogące nastąpić za tydzień czy miesiąc. Osoby z wyższego szczebla powinny koordynować niższy szczebel. Wtedy nie dochodziłoby do sytuacji, że tysiące uchodźców trafia do Warszawy, a inne miejsca nie są wykorzystane. Lokowanie uchodźców trzeba koordynować. A niedociągnięcia są tak duże, że w niektórych gminach na obecną sytuację nie patrzy się jak na kryzys, a uchodźcami zajmują się „zespoły zadaniowe”. Już raport NIK sprzed kilku lat wykazał, że w Polsce zarządzanie kryzysowe nie działa, i odtąd niewiele się zmieniło. Najpierw pandemia to pokazała, a teraz mamy kolejny kryzys i zaniedbania.

Czy można przewidzieć, kiedy napływ ludzi się skończy?

Jeżeli rosyjskie formacje pancerne dojdą do takich miast jak Iwano-Frankowsk czy Żytomierz, to do Europy ruszą kolejne tysiące, jeśli nie miliony ludzi. Trzeba ich relokować, także na Zachód, choć z tym może być problem, bo nie chcieliśmy przyjmować uchodźców w wielkim kryzysie w 2015 r. Dużo miejsc dla uchodźców jest w małych miejscowościach i sądzę, że oni nie tyle nie chcą tam jechać, ile nie wiedzą, że mogą tam się udać i znajdą tam pracę, opiekę medyczną, szkołę dla dzieci. Nie dostają takiej informacji. Zacznie to do nich docierać, kiedy zrozumieją, że wojna potrwa, a wspólne hale są rozwiązaniem tymczasowym. Trzeba uchodźcom organizować stałe miejsca, mieszkania i pracę. To olbrzymi problem do którego się nie przygotowano, i nie potrafię powiedzieć dlaczego.

Może dlatego, że wojna wydawała się nierealna?

A powinna, bo fakty za tym przemawiały. Już w grudniu ubiegłego roku według doniesień wywiadowczych państw NATO było wiadomo, że Rosja zgromadziła blisko granic z Ukrainą, zarówno na terytorium Rosji, jak i Białorusi, 110 tysięcy żołnierzy oraz sprzęt wojskowy wraz z zapleczem logistycznym dla 140 tysięcy kolejnych żołnierzy. W Federacji Rosyjskiej zaczęły się masowe szkolenia rezerwistów, a powołania miało otrzymać ok. 200 tysięcy rezerwistów, na – jak to się określa – „regularne ćwiczenia wojskowe”. To powinno zostać potraktowane poważnie, także w kontekście przygotowań do przyjęcia uchodźców z Ukrainy.

Co może zatrzymać Rosję, a zwłaszcza Putina?

Jest jeszcze wiele bardzo dotkliwych sankcji do wprowadzenia na cito. Odczuwalnych dla Rosjan w krótkim czasie. NATO musi także ruszyć z powietrznym mostem humanitarnym dla Ukraińców.

Czytaj więcej

Rząd chce, by Ukraińcy sami się utrzymywali z pomocą państwa, a nie wyłącznie dzięki niej

Rosja potrzebuje tej wojny, wywołała ją, aby osiągnąć swoje cele, a właściwie zrealizować wielkomocarstwowe plany Putina. Putin wielokrotnie mówił, że największą tragedią ostatnich stuleci był rozpad Układu Warszawskiego i Związku Radzieckiego. Dziś zrzucił maskę i tego nie kryje.

Po co mu wojna z Ukrainą?

Powodów jest kilka. Sytuacja gospodarcza i społeczna zarówno na Krymie, jak w republikach separatystycznych jest głęboko niepokojąca. Putin między innymi ze względów strategicznych bardzo chciałby odebrać Ukrainie kolejne tereny nad Morzem Czarnym tak, aby przebić lądowy pas łączący Krym z Rosją. Przy okazji przejąć strategiczne elementy wodociągów i sieci przesyłowych energii elektrycznej na Krym. Do tego lekko przesunąć granice separatystycznych republik w głąb Ukrainy, w celu przejęcia kilku strategicznych miejsc i zakładów przemysłowych, których przy pierwszej wojnie nie udało się zdobyć. I wreszcie, Putin chce osłabić Ukrainę gospodarczo i społecznie, wyhamowując jej zapędy na niezależność od Rosji i coraz większej, lepszej i lukratywnej współpracy Ukrainy z USA i Europą Zachodnią. Silna Rosja jest tylko możliwa przy słabych sąsiadach.

Jak pan ocenia strategię postępowania z uchodźcami z Ukrainy?

Przyjechało ponad 1,7 miliona uchodźców, a zamiast pracować nad sytuacją w systemie zarządzania kryzysowego, mamy pospolite ruszenie. Oczywiście, potencjał Polaków i ich chęć pomocy należy wykorzystać, ale trzeba mądrze spożytkować tę energię, bo ją stracimy. Zapał już powoli wygasa, bo kończą się fundusze i czas. Ludzie wzięli urlopy, ale nie mogą być na nich ciągle, żeby rozdawać zupę na dworcu. Konieczne jest wsparcie rządu, a tego nie widać. Na Ukrainie gdyby nie prezydent Zełenski i mądry sztab, to takiego zapału do walki by nie było. Proszę sobie wyobrazić, jak by Ukraińcy walczyli, gdyby nikt nimi nie kierował i ich nie motywował, nie dawał wsparcia, jak robi to Kliczko w Kijowie. Wszystko szybko by się skończyło. U nas mamy dokładnie ten sam element psychologiczno-zarządczy w tej sytuacji.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Morskie Oko. Koń upadł na drodze, woźnica uderzył go w pysk. Jest reakcja ministerstwa
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają Daniela Obajtka jako prezesa Orlenu?
Społeczeństwo
Aktywiści mówią „dość”. Pozwą polskie państwo z powodu cierpienia psów i kotów
Społeczeństwo
Odkrycie w Kossakówce. Znaleziono zeszyty znanej poetki
Społeczeństwo
W Polsce kierowcy wciskają gaz i znów częściej tracą prawa jazdy