Reklama

Król i jego poddani z Targu Przypraw - reportaż z Marrakeszu

„Będzie o drugiej po południu”, „Nie, nie, o trzeciej”. „Ale, co ty o tym możesz wiedzieć? Jego wysokość pojawi, kiedy będzie chciał” - przekomarzali się handlarze na Targu Przypraw w Marrakeszu.

Aktualizacja: 15.01.2017 13:15 Publikacja: 15.01.2017 10:33

Foto: Fotorzepa/Jerzy Haszczyński

Targ - oddalony dziesięć minut spaceru, a raczej kluczenia po medinie, starej części miasta, od głównego placu Dżemaa el-Fna – był ostatnim punktem, do którego podczas spotkania ze swoimi marokańskimi poddanymi z Marrakeszu miał dotrzeć król Mohamed VI. Dotarł, kiedy zmrok już zapadł. Trudno powiedzieć, że się spóźnił. Godzinę przybycia przekazywano sobie z ust do ust, nikt gwarancji nie dawał. I nikt się nie skarżył. Wszyscy, którym król dłoń uścisnął podczas spaceru po medinie, tryskali radością: właściciel straganu ze świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym na placu Dżemaa el-Fna, sprzedawca orzeszków, fig i daktyli, który, by dopaść prawicy monarchy położył się na kopcach suszonych owoców, oraz handlarze orientalnych perfum sprzedawanych w kolorowych szklanych flakonach. Z wąskich uliczek zniknęli biedacy w czarnych dżelabach z kapturami i młodzi wściekli mężczyźni, którzy nagabują turystów.

Nie widziałem tego na własne oczy, choć bardzo chciałem. Kilka godzin czekałem na króla w okolicach głównego placu w tłumie jego poddanych i turystów. Pojawił się w innym miejscu i w innym czasie. Zobaczyłem go na ekranie starego telewizora, który wystawili przed swój stragan handlarze elektrycznych staroci. I następnego dnia w gazecie „Le Matin du Sahara et du Maghreb” - zamieściła kilkanaście zdjęć z Marokańczykami, którzy w odpowiednim czasie znaleźli się w odpowiednim miejscu.

Na medinie było mnóstwo policjantów i zapewne jeszcze więcej funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa w cywilnych ubraniach. Prawie sześć lat temu na placu Dżemaa el-Fna doszło do zamachu terrorystycznego, ostatniego w tym kraju. Król Mohamed VI minął kawiarnię Argana, w której wtedy wybuchła bomba. Teraz przy wejściu do lokalu stoi specjalna bramka do sprawdzania gości. W kwietniu 2011 roku jej nie było. Bez trudu do Argany wszedł zamachowiec, ubrany jak turysta, z plecakiem. To w nim ukrył ładunek wybuchowy. Życie straciło 17 osób, głównie zachodnich turystów, prawie 30 zostało rannych. Zamach przypisano Al-Kaidzie, choć ona się do niego nie przyznała. Fundamentaliści islamscy już wcześniej prowadzili operację przeciwko władzom Maroka, bliskim sojusznikom Ameryki.

Król Mohamed VI dobrze sobie radzi z zagrożeniem islamistycznym. Z jednej strony dopuszcza do rządzenia umiarkowanych islamistów i wsłuchuje się w głos konserwatywnego w większości ludu, a z tymi nieprzejednanymi rozprawia się zdecydowanie.

- W Maroku ludzie są bardzo czujni, wszyscy pilnują wszystkich, bo tylko w ten sposób można uniknąć terroryzmu. Nie wiem, co się dzieje ze złapanymi kandydatami na terrorystów – i nie chcę wiedzieć. Ale nie przypuszczam, by byli przetrzymywani w pałacach, myślę, że raczej są torturowani – mówił mi w zeszłym roku Tahar Ben Jelloun, wybitny pisarz urodzony w Maroku i mieszkający od lat we Francji.

Reklama
Reklama

Tahar Ben Jelloun, muzułmański liberał i krytyk ciemnych stron świata islamu, uważa, że taki monarcha jak Mohamed VI to najlepsze rozwiązanie dla arabskiego kraju: - Zmienia kraj, modernizuje, dał wiele możliwości, jeżeli chodzi o infrastrukturę. Demokracja zależy od obywateli, a oni są ostrożni. Demokracja to też brak korupcji, a mówimy o kraju, który jest całkowicie skorumpowany. Jak się idzie do sądu, to z pieniędzmi, by proces poszedł po naszej myśli. Król robi, co może. A ludzie są, jacy są. Sądzą, że dzięki islamowi mogą rozwiązać wszelkie problemy – opowiada autor wspaniałych powieści „To oślepiające, nieobecne światło" i „O mojej matce”.

Ben Jelloun nie mieszka w Maroku, może o królu mówić, co chce. Poddani są w trudniejszej sytuacji. Kraj jest jak na arabskie standardy liberalny, ale rodziny królewskiej krytykować nie można. Zdarzyło się to raperowi El-Hakedowi i trafił na dwa lata do więzienia.

Wielu Marokańczyków nie rozumie, jak można mieć coś za złe królowi. Kilka lat temu uczyłem się arabskiego w szkole w Tetuanie, mieście w północnym Maroku, w którym Mohamed VI ma jeden ze swych pałaców (spędza tam jeden miesiąc w roku). Świetnie wykształcony, noszący się w zachodnim stylu Marokańczyk z przekonaniem opowiadał mi, jak monarcha nocami wymyka się w przebraniu z pałacu, by wsłuchać w troski biedaków i bezdomnych. Skarżą się mu, nie wiedząc, że to on, na ministrów, urzędników, skorumpowanych do cna. A on czasem po powrocie do pałacu dzwoni do urzędu i zwalnia złych ludzi.

 

Społeczeństwo
Kibice rozczarowani wizytą Leo Messiego w Kalkucie. Wdarli się na boisko i zdemolowali stadion
Społeczeństwo
Ultrabogacze podbijają świat. I nadal się bogacą
Społeczeństwo
Czy Szwajcaria ustali w referendum liczbę ludności? Głosowanie możliwe w 2026 roku
Społeczeństwo
Kłopoty z multikulturowością na antypodach
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Społeczeństwo
Pobór wraca do Europy? Francja szykuje się na trudne czasy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama