Policja w punkcie pomocy Klubu Inteligencji Katolickiej. Zaczęło się od "pinezek"

Powodem policyjnego nalotu miała być lokalizacja w telefonach wolontariuszy.

Aktualizacja: 17.12.2021 13:01 Publikacja: 16.12.2021 19:25

Policja w punkcie pomocy Klubu Inteligencji Katolickiej. Zaczęło się od "pinezek"

Foto: AFP / Mateusz Słodkowski

W nocy ze środy na czwartek kilkunastu policjantów wyposażonych w broń długą, przeszukało siedzibę Punktu Interwencji Kryzysowej na Podlasiu, który od dwóch miesięcy działa przy granicy z Białorusią.

„Funkcjonariusze skonfiskowali wszystkie komputery i telefony wykorzystywane do pracy PIK oraz prywatne telefony wolontariuszy, inny sprzęt elektroniczny i całą dokumentację. Przeszukanie PIK trwało całą noc do wczesnych godzin porannych" – twierdzi w wydanym oświadczeniu zarząd Klubu Inteligencji Katolickiej, prowadzący ten punkt.

Pomoc migrantom, którzy przedostali się do Polski, jest ściśle określona – wolontariusze dają im śpiwory, koce i jedzenie, ale nie mogą ich brać do samochodu, by nie być oskarżonymi o pomoc w nielegalnej imigracji. Po udzieleniu pomocy wzywają Straż Graniczną. Dlaczego więc policja potraktowała ich jakby brali udział w procederze przemytu ludzi?

Czytaj więcej

Rośnie liczba prób nielegalnego przekraczania granicy Łotwy z Białorusią

Jak nieoficjalnie ustaliła „Rzeczpospolita", sprawa zaczęła się od rutynowej kontroli dwóch samochodów, które ok. godz. 19 w środę jechały drogą dojazdową do gminy Gródek. Był to fiat scudo i mitshubishi outlander, którymi podróżowały trzy osoby. Policjantów miały zainteresować tzw. pinezki w telefonach podróżujących. To lokalizatory, które wysyłają migranci np. przemytnikom, wskazując punkt, w jakim mają ich odebrać. Tyle tylko, że „pinezka" podawała adres, gdzie mieści się oficjalny punkt KIK.

W patrolu, który zatrzymał samochody, byli funkcjonariusze z Wrocławia (na granicy są mundurowi z całego kraju). Czy mogli nie wiedzieć, co jest pod wskazanym adresem? – Decyzji o przeszukaniu nie podejmuje sam patrol, regułą jest, że kontaktuje z się z przełożonymi – twierdzi nasz rozmówca ze służb.

Jak podkreśla KIK – ich działanie na Podlasiu jest znane policji, a wolontariusze są solidnie wyszkoleni w tym, co wolno im robić, a czego nie.

Czytaj więcej

Kiersnowski: Na granicy po prostu ratujemy życie

Jakub Kiersnowski, prezes KIK w Warszawie w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" tłumaczył schemat działania organizacji, wspominając również o roli tzw. pinezek. „W swoich mediach społecznościowych uchodźcy mogą znaleźć informacje, jak połączyć się z organizacjami humanitarnymi działającymi w Polsce. Podają nam koordynaty i podstawowe dane o sobie: ile jest osób, ile kobiet, mężczyzn, dzieci. To oczywiście nie zawsze się potwierdza na miejscu, ale generalnie wiemy, do kogo idziemy i gdzie powinni na nas czekać, a raczej – skąd nas wzywają". Koordynaty to właśnie tzw. pinezki.

Potrzebujący pomocy – jak tłumaczył Kiersnowski – dostają m.in. buty, jedzenie. Są przygotowywani do tego, by po przekazaniu Straży Granicznej „mieli jak największe szanse na to, by wszczęta została wobec nich „procedura wydaleńcza", podczas której składają wnioski o azyl.

Policja twardo obstaje, że miała powody do „nalotu", i zasłania się dobrem postępowania. – Gdybyśmy nie mieli podstaw, to byśmy nie prowadzili przeszukania i przesłuchań – zapewnia nas Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji. Twierdzi, że „na miejscu czynności wykonywało kilkunastu funkcjonariuszy, rotacyjnie, stąd kilka radiowozów". – To naturalne, że policjanci mają broń – zaznacza Krupa.

Czytaj więcej

SG: Próba siłowego przekroczenia granicy. Ucierpiał żołnierz

W ramach tzw. czynności niecierpiących zwłoki policja może dokonać zatrzymania, przeszukania czy zabezpieczenia rzeczy. Całość zgromadzonych dowodów przekazuje następnie prokuraturze. – Dotychczas żadne materiały z policji do nas nie wpłynęły, ale jest na to jeszcze czas – mówi nam prok. Karol Radziwonowicz, prokurator rejonowy w Białymstoku.

Policja prowadzi sprawę pod kątem pomocnictwa w nielegalnej imigracji. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Osoby z PIK przesłuchano w charakterze świadków, jednak – jak ustaliła „Rzeczpospolita" – z tzw. uprzedzeniem. Taki tryb stosuje się wobec świadka, co do którego nie wyklucza się, że mogą mu zostać postawione zarzuty.

Zarząd KIK akcję policji uważa „za działanie z pozycji siły absolutnie nieadekwatne do sytuacji".

W nocy ze środy na czwartek kilkunastu policjantów wyposażonych w broń długą, przeszukało siedzibę Punktu Interwencji Kryzysowej na Podlasiu, który od dwóch miesięcy działa przy granicy z Białorusią.

„Funkcjonariusze skonfiskowali wszystkie komputery i telefony wykorzystywane do pracy PIK oraz prywatne telefony wolontariuszy, inny sprzęt elektroniczny i całą dokumentację. Przeszukanie PIK trwało całą noc do wczesnych godzin porannych" – twierdzi w wydanym oświadczeniu zarząd Klubu Inteligencji Katolickiej, prowadzący ten punkt.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Poznań: W bibliotece odkryto 27 woluminów z prywatnych zbiorów braci Grimm
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Społeczeństwo
Budowa S1 opóźniona o niemal rok. Powodem ślady osadnictwa sprzed 10 tys. lat
Społeczeństwo
Warszawa: Aktywiści grupy Ostatnie Pokolenie przykleili się do asfaltu w centrum
Społeczeństwo
Afera Collegium Humanum. Wątpliwy doktorat Pawła Cz.
Społeczeństwo
Cudzoziemka urodziła dziecko przy polsko-białoruskiej granicy. Trafiła do szpitala