Szkolni koledzy Pawła o niczym nie wiedzą. Kierowca z domu dziecka, który podwozi go do podstawówki, specjalnie zatrzymuje się dwie ulice dalej. Tak żeby nikt nie widział. Nie wypytują, dlaczego Paweł wysiada z innego samochodu i czemu odprowadza go jakiś obcy facet, a nie mama.
Wychowawcy zgodnie jednak twierdzą, że jest nad wiek dojrzały. – Opiekuje się młodszym rodzeństwem. Pilnuje, by Kasia i Artur się nie kłócili, a gdy dojdzie do sprzeczki, szybko potrafi ich pogodzić. I prawie nigdy nie płacze – mówią. Prawie, bo kiedy na święta większość dzieci rozjeżdżała się do domów, nawet jemu poleciały łzy.
Bożena mieszka w centrum Poznania. Zajmuje dwa pokoje z kuchnią w szarym, podniszczonym bloku. Biedę klepie praktycznie od zawsze. Ma pięcioro dzieci. – Każdy dzień zaczynam od przeglądania gazet. Ogłoszeń jest dużo, jednak o dobrą pracę trudno – wzdycha. Długo brała więc, co popadło. Najczęściej sprzątała. – Ale to była robota dorywcza, a pieniądze z niej żadne – wspomina. Dlatego wyjazd do Danii potraktowała jak los wygrany na loterii.
Ile wielkopolskich rodzin zostało rozbitych przez wyjazdy za pracą? Pomoc społeczna nie ma statystyk
Od pewnego czasu na jednej z tamtejszych ferm pracował jej przyjaciel. – Jestem z zawodu rzeźnikiem, więc oporządzałem świnie. Szef traktował nas po ludzku. Płacił dobrze, dał mieszkanie – opowiada Karol.