Googel-moogel

Krótka historia o piekielnym eksperymencie, znakach czasu i poszukiwaniu ciszy

Publikacja: 19.04.2008 05:11

Googel-moogel

Foto: Rzeczpospolita

Red

Był 14 lutego. Gene Weingarten stawił się w redakcji „Washington Post” wyjątkowo wcześnie. Od ostatniej rundy prawyborów minęło 48 godzin, do następnej pozostał niespełna tydzień. Dzień jak co dzień. Nic ważnego się nie szykowało. Doskonałe warunki do przeprowadzenia informacyjnego eksperymentu. Plan był prosty: słynący z humoru i dziennikarskich prowokacji Weingarten postanowił na jedną dobę zanurzyć się w strumień analiz i przemyśleń wszelkiej maści publicystów, ekspertów i blogerów. Zamknął się w redakcji z sześcioma telewizorami, dwoma odbiornikami radiowymi oraz laptopem.

Jest szósta rano. „Naród budzi się do życia, ziewa, drapie, na wpół jeszcze we śnie zaczyna kontemplować informacje i formułować opinie” – notował Weingarten w dzienniku eksperymentu. Na pierwszy ogień idzie Meme-orandum. com, którego autorzy korzystają z doświadczeń ekspertów, obserwatorów oraz nieskażonego ludzką myślą czy emocją algorytmu. Generowanie informacyjnego agregatu doprowadzone do perfekcji.

Najwłaściwszą strategią, jaką może obrać Hillary, będzie wygrywanie kolejnych prawyborów, przekonuje mądra głowa w programie MSNBC. W konkurencyjnej stacji Fox z ust eksperta od mowy ciała Weingarten słyszy, że sędzia, który zaciska szczęki i oblizuje wargi, niechybnie kłamie.Po godzinie, bezbronny i zrozpaczony, wspomniał Heraklita z Efezu: „Wiedza to nie to samo co inteligencja”. Osaczony, pod koniec dnia, błagał o pomoc Umberto Eco: „Świat jest enigmą. Nieszkodliwą enigmą, którą przekształcamy w coś potwornego, w szaleńczy sposób próbując interpretować, tak jakby pod jej powierzchnią istniała jakaś głębsza prawda”.

Ale zdolność do ironizowania nie opuściła go nawet w czeluściach informacyjnego piekła. Podczas godzin spędzonych przed monitorami wymyślił nową nazwę bezustannie rozgadanego świata znawców wszystkiego: pundustry. Ten kalambur powstał z połączenia słowa „pundit” – znawca i „industry” – branża. „Wymyśliłem właśnie to słówko. W momencie gdy to piszę, Google na zapytanie o »pundustry« niczego jeszcze nie wyrzuca. Ale w przyszłym miesiącu będzie już kilkaset odsyłaczy. Branża się o to zatroszczy”.

Raport z eksperymentu pojawił się w internetowej wersji „Washington Post” w sobotę 22 marca. Blogerzy wykazali się refleksem: „Fanką Gene’a Weingartena jestem od dawna, ale tym artykułem w niedzielnym magazynie przeszedł samego siebie” – napisała wcześnie rano w sobotę 20-letnia autorka blogu Media Nerd.

„Mam nadzieję, że mój post będzie wyskakiwał, gdy ludzie zaczną googlować pundustry”. Nie zawiodła się. Tuż przed szóstą wieczorem krótką wiadomość do autora wysłał bloger Volokh: „Bill! Kiedy opublikowałem mojego posta o 12.38, Google wyrzucał osiem odsyłaczy do pundustry. W tej chwili jest ich 38, mój post wyskakuje jako pierwszy. Odwalam po prostu swój kawałek roboty...”.

Ja sama o eksperymencie przeczytałam w poniedziałek rano. Doniósł mi o nim w e-mailu wierny czytelnik Weingartena z Warszawy. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym natychmiast słówka „pundustry” nie zgooglowała. W ciągu 0,2 sekundy dostałam 235 odsyłaczy. Trzy tygodnie później, w dniu kiedy niniejszy tekst zaczęłam pisać, odsyłaczy było już 663.

Nazwa Google pochodzi od angielskiego „gogol”, co oznacza liczbę 1 ze 100 zerami. Słowo wymyślił amerykański matematyk Milton Sirota, a spopularyzowało dwóch autorów książki „Matematyka i wyobraźnia”. Najwyraźniej przemówiło do wyobraźni twórców wyszukiwarki, którzy – jak sami tłumaczą na stronie internetowej – marzą o „uporządkowaniu nieskoń czonej ilości informacji dostępnych w sieci”.

Ilu ludzi dziennie szuka czegoś w Google’u? Zaintrygowana zaczęłam szukać, ale choć próbowałam na kilka sposobów, wyszukiwarka pozostała głucha na moje pytania i błagania. W 2005 roku Google dostarczał średnio odpowiedzi na 250 mln pytań dziennie. A dziś?

Na pewno więcej, ale tego też znaleźć nie mogę. Po kwadransie kapituluję. Wysyłam e-mail do siedziby Googleplex w słonecznej Kalifornii (mniemam, że trafia tam, bo o ile mi wiadomo, Google nie zlecił obsługi PR firmie outsourcingowej w Indiach). Odpowiedź przychodzi w ciągu 5 minut: „Cześć Magda. Dziękujemy za pytanie. Nie udzielamy żadnych informacji statystycznych ponad to, co możesz znaleźć na Google Zeitgeist. Dzięki, że się z nami skontaktowałaś. Nancy”.

Dzięki, Nancy. Idziemy więc z duchem czasu. Zeitgeist to jedna z magicznych sztuczek twórców Google’a. Pomysł pojawił się tuż po 11 września 2001 roku. W odróżnieniu od większości informacyjnych witryn, które w dniu terrorystycznych zamachów przeżywały oblężenie, ruch na stronie Google’a nie zwiększył się w istotnym wymiarze. Ale dramatycznie zmieniły się wprowadzane do wyszukiwarki pytania. Słowa „ebay”, „słownik”, „książka telefoniczna” oraz „gry” zastąpił „Nostradamus” (był to najczęściej googlowany we wrześniu 2001 roku termin), „Osama bin Laden”.

Zafascynowani pracownicy serwisu postanowili, że od tej pory będą takie zmiany obserwować. Pytania i poszukiwania, setki milionów próśb i prób, z którymi nieustannie rozprawia się wyszukiwarka, to niezwykła baza danych: rejestr pragnień, niepokojów, wątpliwości.

Pod koniec 2001 roku Google opublikował pierwsze roczne zestawienie. Z czasem pojawiły się zestawienia miesięczne i dzienne. Dziś strona Zeitgeist uaktualniana jest co 15 minut. W ubiegłym roku na szczycie listy terminów „wschodzących” znalazły się „iPhone”, „Badoo” oraz „Facebook”. Najszybciej na popularności traciły mistrzostwa świata, Mozart oraz FIFA.

Tego, czego szukałam, w Zeitgeiście oczywiście nie znalazłam. Dowiedziałam się za to, że 24 marca, w dniu, w którym po raz pierwszy zgooglowałam słówko „pundustry”, krążącym po sieci poszukiwaczom sen z oczu spędzała najczęściej Kate Joel, superseksowna młodziutka żona piosenkarza Billy’ego Joela. Ruch nie wziął się oczywiście z powietrza – poprzedniego dnia państwo Joel pojawili się razem w popularnym programie telewizyjnym. Udzielili też pierwszego wspólnego wywiadu Ophrze Winfrey (wszystkie te wiadomości odnalazłam, kliknąwszy w odsyłacz, który pojawił się na szczycie listy Google’a, a który prowadził do bloga Urgentdaily. com). Kate Joel „szczytowała” w Google’u o pierwszej po południu czasu kalifornijskiego.

A Weingarten zapewniał, że nie można wiedzieć zbyt dużo...Amerykańskie serwery, przez które przetacza się ta nawałnica, pochłaniają dziennie14 proc. zużywanej w Stanach energii elektrycznej. „Niebiosa ku nam pochyl i napój nas ciszą...”. Który poeta tak się modlił? – bezskutecznie próbuję sobie przypomnieć. Łatwo znaleźć, sami wiecie gdzie. Ale ani pochylonych niebios, ani ciszy na wszechmocnej wyszukiwarce na razie nie znalazłam.

Był 14 lutego. Gene Weingarten stawił się w redakcji „Washington Post” wyjątkowo wcześnie. Od ostatniej rundy prawyborów minęło 48 godzin, do następnej pozostał niespełna tydzień. Dzień jak co dzień. Nic ważnego się nie szykowało. Doskonałe warunki do przeprowadzenia informacyjnego eksperymentu. Plan był prosty: słynący z humoru i dziennikarskich prowokacji Weingarten postanowił na jedną dobę zanurzyć się w strumień analiz i przemyśleń wszelkiej maści publicystów, ekspertów i blogerów. Zamknął się w redakcji z sześcioma telewizorami, dwoma odbiornikami radiowymi oraz laptopem.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
"Niewygodny i bardzo kosztowny" czas letni. Donald Trump chce go znieść w tej kadencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu