Dzień w dzień studiują mapy, analizują dane z instytutów meteorologii, patrzą w niebo. I czekają. Kiedy ich czujność zostaje nagrodzona, wydają komunikat: Łowcy burz ostrzegają – nadchodzą burze, niewykluczone tornada.
Najwięcej miejsca poświęcają możliwym skutkom załamania pogody. „Połamane i wyrwane z korzeniami drzewa, uszkodzone budynki, zerwane lub uszkodzone linie energetyczne, przerwy w dostawach energii elektrycznej, zniszczenia w uprawach rolnych, czasowo nieprzejezdne drogi, zalania piwnic i podpiwniczeń, podtopienia” – ostrzeżenie z ostatniego poniedziałku brzmi jak współczesna wersja księgi Apokalipsy. Lubią podkręcić, wyolbrzymić, dawkować napięcie. Piszą więc o lejach trąb powietrznych, które „zaowocowały straszliwymi stratami w ludziach, jak i dobrach osobistych i mienia publicznego”.
Mimo to zyskują sławę w mediach. Na informacje i ostrzeżenia z ich strony powołują się czasem największe polskie portale internetowe. Łowcom przyświeca szczytny cel. „Działamy dla dobra ludzkości (społeczeństwa, kraju)” – piszą na stronie internetowej. W perspektywie zaś być może także dla świata – organizacja utrzymuje bowiem kontakty z kolegami z USA i Niemiec.
Łukasz Kempa, 22-letni wiceprezes organizacji, mieszkający w Muszynie student ochrony środowiska, nie kryje satysfakcji. – Skąd się wziął pomysł? Pooglądało się trochę zagranicznych reportaży i pojawiło się pytanie: dlaczego w Polsce taki ruch miałby nie istnieć? – mówi.
Działają od ubiegłego roku. Wzory czerpią z USA. To tam obywatele wpadli na pomysł, by wzajemnie informować się o zagrożeniach związanych z pogodą. Amerykańscy łowcy burz (storm chaser’s) rosną w siłę wraz z każdym kolejnym huraganem. Kataklizmy, powodzie, nawałnice i tornada sprawiły, że pogoda należy do tematów najbardziej interesujących Amerykanów. Wielu więc chce robić na tym biznes.