Stoczniowcy czekają na koniec

Nastroje w gdańskim zakładzie. Gdyby się to wszystko rozwaliło, tobym chociaż wiedział, na czym stoję – mówi 56-letni ślusarz ze Stoczni Gdańsk

Publikacja: 18.05.2009 03:00

Związkowcy ze Stoczni Gdańsk

Związkowcy ze Stoczni Gdańsk

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Czwartek, 14 maja. Stoczniowcy wychodzą z pracy. Idą przez znaną na całym świecie bramę numer 2. Na bramie Jan Paweł II, transparent stoczniowej "Solidarności", kwiaty w wazonie. Obok – pomnik Poległych Stoczniowców.

W rękach mają zakładową gazetę "Kurier". Na pierwszej tytuł: "Piłka po stronie Komisji". W artykule władze stoczni mówią o poprawieniu planu restrukturyzacji stoczni, pozytywnych opiniach rządu.

Ale robotnicy i tak wiedzą swoje. – To koniec – twierdzą. Boją się, że ich zakład zostanie zamknięty tak jak Stocznie Szczecin i Gdynia, bo Komisja Europejska odrzuci plan restrukturyzacji. A wtedy 2200 osób straci pracę.

[srodtytul]Rządy padają, a stocznia działa [/srodtytul]

Przy kiosku z pamiątkami jak spod ziemi pojawia się Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej "Solidarności". Ostatnio ostro krytykował premiera Donalda Tuska za nazwanie stoczniowców protestujących podczas kwietniowego kongresu Europejskiej Partii Ludowej zadymiarzami. Prawie codziennie grzmi w mediach: – My tylko bronimy miejsc pracy.

– Taaa, wszyscy, którzy z nimi (rządem – red.) walczą, to przeciwnicy. Ale im bardziej mi dokopują, tym lepiej – mówi teraz z szyderstwem w głosie do siedzącego w kiosku Tadeusza Olszewskiego.

Właśnie się dowiedział o miejscu debaty z premierem. Już planuje manifestację. – Paweł! Organizuj ludzi na poniedziałek na debatę z Tuskiem. Ma być w filharmonii na wyspie, na Ołowiance (później miejsce zmieniono na plac Politechniki – red.). Myślą, że tam nikt nie przyjdzie – namawia stojącego przy kiosku stoczniowego emeryta Pawła Zinczuka.

Razem w 1996 r. okupowali Urząd Wojewódzki w Gdańsku. Wtedy także stocznia była zagrożona, udało się ją uratować.

Guzikiewicz się śpieszy: – Na razie. Lecę do telewizji!

Zinczuk zostaje. Rozmawia z kioskarzem. Pójdzie na wyspę. Będzie "organizował" ludzi. W stoczni pracuje jego syn. – Zdrowie już nie to, ale pomogę. Teraz walczę o syna. Każdy rodzic by tak robił – dowodzi.

Czy zakład zostanie zamknięty? – Nie. Od lat ma paść. Stoczniowcy go uratują. Szybciej rządy padają niż stocznia – twierdzi Zinczuk.

[srodtytul]Pomogą związkowcy? A może Wałęsa? [/srodtytul]

- Stocznia nie padnie – zapewnia z uśmiechem Dmitrij Szurow, 27-letni monter z Ukrainy, którego spotkaliśmy w barze Pod Wierzbą na terenie zakładu. W Polsce pracuje już dwa lata, wie o kłopotach stoczni. Dlaczego jest dobrej myśli? – Widziałem w telewizji Lecha Wałęsę. Mówił, że nie padnie, to nie padnie – przekonuje.

Losem zakładu nie przejmuje się 50-letni robotnik z wydziału wyposażenia. W stoczni z przerwami od 1982 r. – Jest mi to obojętne. Przetrwa, to przetrwa, nie to nie. Stadion budują. Może tam będzie robota – mówi. – Tu i tak teraz taki bałagan panuje, że głowa mała. Brakuje materiałów, a robota stoi.

Andrzej Bartkowiak, 56-letni ślusarz: – Gdyby się to wszystko rozwaliło, tobym chociaż wiedział, na czym stoję. Na jakąś pomostówkę bym poszedł albo innej roboty szukał. Nie wie, czy stoczni uda się przetrwać. – Rząd na dobrą sprawę nic nie robi – uważa. Do "Solidarności" nie należy. Wątpi w skuteczność manifestacji związkowców. – Może są i potrzebne, ale efektu nie ma. Czarno to wszystko widzę.

Na związkowcach z "Solidarności" suchej nitki nie pozostawiają młodzi robotnicy z prywatnej firmy. Mają przerwę. Oparci o ścianę hali jedzą kanapki i odpoczywają. Pracują na zlecenie stoczni.

– "Solidarność" jest dla mnie śmieszna i żałosna – ocenia Krzysztof, 27-letni szlifierz. – Czują władzę i dbają o swoje interesy. Ale tak naprawdę nic od nich nie zależy. Debata z premierem nic nie da. A zadym nie powinni robić.

Jego koledzy narzekają na bałagan w zakładzie, brak inwestycji. – Ale wydaje nam się, że stocznia nie padnie – przewidują młodzi robotnicy.

[srodtytul]Święte miejsce i palenie opon [/srodtytul]

Plac Solidarności. Na murze za pomnikiem Poległych Stoczniowców tablice ku pamięci ofiar walki o wolność. Na jednej z nich zapis z aktu erekcyjnego budowy monumentu z 1980 roku: "Pomordowanym – na znak wiecznej pamięci. Rządzącym – na znak przestrogi, że żaden konflikt społeczny w Ojczyźnie nie może być rozwiązany siłą".

To tu 4 czerwca premier Donald Tusk i politycy z całej Europy mieli świętować 20. rocznicę obalenia komunizmu. Będą w Krakowie. Zdecydował tak premier. Po starciu stoczniowców z policją w Warszawie wystraszył się zapowiadanych protestów w Gdańsku.

– Nikt nie paliłby tu opon – zapewnia Paweł Zinczuk. – To święte miejsce. Nawet zomowcy w 1982 r. nie podeszli pod pomnik, jak ludzie tam klęczeli i się modlili.

– To dla "Solidarności" jest wyjątkowe miejsce – potwierdza 58-letni Tadeusz Olszewski z kiosku, nazywany "spowiednikiem", bo zna wielu robotników, ludzie mówią mu o różnych rzeczach. – Różne sytuacje były, ale tu na placu rozrób nigdy nie było. Smród byłby z kanalizacji, a nie z palonych opon.

Do rozmowy włącza się stojący przy kiosku stoczniowiec: – No śmierdzi. Więc dobrze chyba, że Tusk przeniósł te rządowe obchody do Krakowa. Dymu palonych opon nikt by tutaj nie wąchał, co innego byłoby czuć. Wstyd byłby wielki.

Macha zrezygnowany ręką: – I do stoczni, i do tego placu podejście władzy od lat takie samo. Nawet toalet tu nie ma.

Wtóruje mu pan Tadeusz: – A wycieczki zagraniczne przyjeżdżają z całego świata. Wstyd.

[srodtytul]Z drugiej strony barykady [/srodtytul]

Po placu kręcą się turyści. Oglądają pamiątki, robią zdjęcia przy słynnej bramie. Do pomnika i muru zbliżają się kobieta i dwaj mężczyźni. Starszy ogląda tablice na murze. Młodszy w eleganckiej czarnej marynarce o burzy z rocznicą i kłopotach stoczni początkowo rozmawiać nie chce. Potem jednak zmienia zdanie.

– To zamieszanie jest niepotrzebne. Ja byłem wtedy z drugiej strony barykady, ale ich popieram. Stoczniowców. Ze strony przywódców związkowych refleksji brak. Nie wiem też, czy rząd robi w sprawie stoczni wszystko – mówi 54-letni mężczyzna.

Nie zdradza, kim był w latach 80. – zomowcem czy może żołnierzem wysłanym na pacyfikację robotników.

Dziś przekonuje: – Stoczniowcy, powtarzam, stoczniowcy mają zawsze rację. Teraz to wiem. Człowiek ma tego świadomość, kiedy na głowie jest coraz więcej siwych włosów.

Społeczeństwo
Policja apeluje o pomoc. Zaginął profesor warszawskiej uczelni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Mikołaj na weekend. Familijne atrakcje w Warszawie
Społeczeństwo
6 grudnia pod znakiem śnieżyc i zamieci. IMGW pokazał mapę. Gdzie będzie najgorzej?
Rozmowa
Mateusz "Exen" Wodziński: Chcę wsparciem podziękować Ukraińcom
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Społeczeństwo
Decydują się losy naszego regionu, musimy działać!