Rząd Hiszpanii, w której od lipca na świńską grypę zmarło 21 osób i co tydzień choroba dotyka 15 tys. ludzi, właśnie ogłosił, że zapewni szczepienia nie 40 (jak zapowiadał wcześniej), ale 60 proc. ludności, czyli 27 mln osób. To mniej niż w Grecji, gdzie mają zostać zaszczepieni wszyscy, czy we Francji, gdzie rząd chce zabezpieczyć 70 proc. ludności, ale więcej niż w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech. Na pierwszy ogień pójdą pracownicy służby zdrowia, strażacy, kobiety w ciąży i osoby cierpiące na przewlekłe choroby. Kłopot w tym, że szczepień domagają się coraz to nowe grupy społeczne i zawodowe.
[srodtytul]Pierwszy dzwonek – bez opóźnień[/srodtytul]
Rodzice są wzburzeni, bo z listy priorytetów wykreślono dzieci do 14. roku życia, także uczniów, którzy w tym tygodniu wracają do szkoły po wakacjach. Według decydentów nie zaliczają się oni do grupy najwyższego ryzyka. Rząd nie zamierza też przekładać rozpoczęcia roku szkolnego do czasu, aż – prawdopodobnie na początku listopada – dostępne będą szczepionki. – Nie ma do tego podstaw – oświadczyła twardo minister zdrowia Trinidad Jimenez.
Wśród osób najbardziej zagrożonych są kobiety w ciąży. Ciężarne nauczycielki protestują więc przeciwko zmuszaniu ich do pojawienia się w szkole w sytuacji, gdy co dziesiąty uczeń może być chory. Z prognoz dla firm wynika, że zachoruje 12 proc. pracowników, a grypa będzie kosztowała przedsiębiorstwa miliard euro. Hiszpańska dewiza na powakacyjne spotkania uczniów i kolegów z pracy brzmi: „Nie całuj, nie ściskaj rąk, mów: cześć!”.
[srodtytul]Lekcja higieny[/srodtytul]