W kwietniu – pierwszy w całej UE – zakaz noszenia muzułmańskich ubiorów zasłaniających twarz przegłosował parlament Belgii. Zakaz dotyczy burek (ukrywających całą kobietę, która na świat patrzy przez krateczkę) oraz nikabów, w których odkryte są jedynie oczy. I choć decyzję musi jeszcze podjąć Senat, już niektóre muzułmanki mają z tego powodu problemy.
Kilka dni temu pracę straciła nauczycielka matematyki z Charleroi pod Brukselą. Kobieta – urodzona w Turcji – przekonywała, że od ponad dwóch lat przychodzi do klasy z zakrytą twarzą i nie zamierza zasłony zdejmować. Władze szkoły były jednak nieugięte.
Belgijskie prawo, które jeszcze w tym roku może wejść w życie, wprowadza jednak inne kary za noszenie burek i nikabów grzywnę w wysokości 15-25 euro, lub areszt od jednego do siedmiu dni. W Belgii żyje około 600 tysięcy muzułmanów. Burkę nosi około 400 kobiet.
– Taki zakaz nie ma racjonalnego uzasadnienia. To bzdura. Procent kobiet, które w warunkach europejskich chciałyby na co dzień zakrywać twarz, jest tak znikomy, że czepianie się chusty jest całkowicie bezsensowne. Wiele z tych zakazów i tak zostanie zniesionych, gdyż naruszają prawa obywateli – mówi „Rz” Bogusław R. Zagórski, arabista, dyrektor Instytutu Ibn Chalduna, wykładowca Collegium Civitas.
Belgijski zakaz ma jednak wielu zwolenników. – Kraje zachodnie powinny stać na straży swoich wartości. Jeśli tego nie zrobią wkrótce każda muzułmanka w Europie będzie chciała zakrywać twarz. To będzie zwycięstwo islamu. Dla mnie to jak zwycięstwo nazizmu. Bardzo niebezpieczne – mówi „Rz” Anders Gravers z organizacji Stop Islamization of Europe. Dodaje, że muzułmanie twierdzą, iż przyjechali do Europy szukać wolności. Ale tak naprawdę cały czas są pod presją – rodziny, przywódców, religii. – Arabia Saudyjska wręcz płaciła muzułmankom w Paryżu za noszenie chust. Noszenie muzułmańskich nakryć głosy nie sprzyja integracji – mówi.