– Ktoś w Warszawie najpierw obiecał pieniądze, potem okazało się, że czegoś nie doszacował, a zwykli ludzie znowu cierpią – złości się Grzegorz Teresiński, wójt gminy Wilków na Lubelszczyźnie.
Chodzi o pieniądze za prace interwencyjne przy usuwaniu skutków ubiegłorocznych powodzi, jakie do końca ubiegłego roku otrzymywali poszkodowani rolnicy z gminy.
Co miesiąc ponad 350 osób mogło liczyć na 2,5 tys. zł brutto wynagrodzenia. Rządowy projekt pomocy powodzianom, który rozpoczął się w październiku, zakładał zatrudnienie rolników na 12 miesięcy.
– 31 grudnia dostałem informację, że wszystkie umowy zostają wypowiedziane. Ludzie zostali bez pracy i najważniejszego źródła dochodów – mówi Teresiński.
W takiej sytuacji znalazła się m.in. rodzina Pietrasów ze wsi Rybaki. – Woda zalała nam całe, siedmiohektarowe gospodarstwo oraz firmę żony. Zostaliśmy z niczym, zdani jedynie na pomoc państwa – opowiada Andrzej Pietras, który ma na utrzymaniu ciężarną żonę oraz dwoje dzieci. Rodzinie udało się wyremontować dom, ale firma upadła, a przywrócenie gospodarstwa do stanu sprzed powodzi zajmie im kilka lat.