W piątek na stoku Laworta w Ustrzykach Dolnych odbędą się pierwsze, nieoficjalne mistrzostwa Polski w speedridingu. – To nowa dyscyplina, w Polsce uprawiana przez garstkę zapaleńców – mówi Wacław Kuzło, jeden z organizatorów imprezy.
Speedriding łączy narciarstwo i paralotniarstwo. Jak mówią sami speedriderzy: mieszanka wybuchowa. – Bo można zjeżdżać z góry, a tam, gdzie nie da się zjechać, można wznieść się w powietrze – opowiada Kuzło.
Osiągane podczas zjazdu prędkości znacznie przekraczają 100 km/h. – To niezwykle niebezpieczny sport, dlatego do jego uprawiania potrzebne jest nawet wieloletnie przygotowanie. W dodatku nie można się go nauczyć na własną rękę. Ale warto, bo narciarstwo ze skrzydłem nad głową dostarcza wielkich emocji – podkreśla Kuzło.
A na tym najbardziej zależy miłośnikom niekonwencjonalnych dyscyplin sportowych. – Chodzi o to, by przeżyć coś więcej, skosztować adrenaliny – przyznaje Kazimierz Pawłowski, redaktor naczelny portalu 4risk.net zajmującego się sportami ekstremalnymi. Choć przyznaje: – Każdą dyscyplinę można tak zmodyfikować, by została zakwalifikowana do ekstremalnych. Najważniejszy więc wydaje się cel: uprawianie sportu nie dla rywalizacji czy pieniędzy, ale wrażeń.
Na świecie za prekursorów sportów ekstremalnych uważa się Nowozelandczyków. W Polsce skoki ze spadochronem, jazda na nartach poza wyznaczonymi trasami, freediving (nurkowanie bezdechowe) czy snowkiting (sport łączący latawiec pociągowy ze snowboardem lub nartami) dopiero zdobywają popularność.