Sporty ekstremalne po polsku

100 km/h na nartach i z paralotnią nad głową. Nurkowanie pod lodem. Bez szpanu i pozerstwa

Publikacja: 02.03.2011 20:48

Pierwsze nieoficjalne mistrzostwa Polski w speedridingu odbędą się w piątek w Ustrzykach Dolnych. Na

Pierwsze nieoficjalne mistrzostwa Polski w speedridingu odbędą się w piątek w Ustrzykach Dolnych. Na zdjęciu Wacław Kuzło, prekursor tej dyscypliny w Polsce

Foto: Fotorzepa, Bartosz Frydrych bfrydrych Bartosz Frydrych

W piątek na stoku Laworta w  Ustrzykach Dolnych odbędą się pierwsze, nieoficjalne mistrzostwa Polski w speedridingu. – To nowa dyscyplina, w Polsce uprawiana przez garstkę zapaleńców – mówi Wacław Kuzło, jeden z organizatorów imprezy.

Speedriding łączy narciarstwo i paralotniarstwo. Jak mówią sami speedriderzy: mieszanka wybuchowa. – Bo można zjeżdżać z góry, a tam, gdzie nie da się zjechać, można wznieść się w powietrze – opowiada Kuzło.

Osiągane podczas zjazdu prędkości znacznie przekraczają 100 km/h. – To niezwykle niebezpieczny sport, dlatego do jego uprawiania potrzebne jest nawet wieloletnie przygotowanie. W dodatku nie można się go nauczyć na własną rękę. Ale warto, bo narciarstwo ze skrzydłem nad głową dostarcza wielkich emocji – podkreśla Kuzło.

A na tym najbardziej zależy miłośnikom niekonwencjonalnych dyscyplin sportowych. – Chodzi o to, by przeżyć coś więcej, skosztować adrenaliny – przyznaje Kazimierz Pawłowski, redaktor naczelny portalu 4risk.net zajmującego się sportami ekstremalnymi. Choć przyznaje: – Każdą dyscyplinę można tak zmodyfikować, by została zakwalifikowana do ekstremalnych. Najważniejszy więc wydaje się cel: uprawianie sportu nie dla rywalizacji czy pieniędzy, ale wrażeń.

Na świecie za prekursorów sportów ekstremalnych uważa się Nowozelandczyków. W Polsce skoki ze spadochronem, jazda na nartach poza wyznaczonymi trasami, freediving (nurkowanie bezdechowe) czy snowkiting (sport łączący latawiec pociągowy ze snowboardem lub nartami) dopiero zdobywają popularność.

– Raczkujemy – przyznaje Maciej Ostaszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Sportów Ekstremalnych, które obchodzi pierwszą rocznicę istnienia. Mające niewiele dłuższy staż, bo zarejestrowane w 2009 r., Polskie Stowarzyszenie Sportów Ekstremalnych planuje w tym sezonie prężną działalność. – Chcemy zorganizować kilka dużych imprez deskorolkowych, może uda się urządzić zawody w nurkowaniu pod lodem – zapowiada Błażej Lewandowski, prezes stowarzyszenia.

Choć są dziedziny sportów ekstremalnych, w których Polacy od lat nie mają sobie równych. – Wyczyny naszych himalaistów niezmiennie cieszą się szacunkiem na całym świecie – zauważa Pawłowski.

Amatorów mocnych sportowych wrażeń jest w Polsce wciąż bardzo mało. – To działalność elitarna, bo zwykle dość droga – tłumaczy Pawłowski.

Chcący zafundować sobie podwyższony poziom adrenaliny muszą się liczyć nie tylko z kosztami zakupu lub wypożyczenia specjalistycznego sprzętu. – W Polsce nie mamy warunków do uprawiania wielu sportów ekstremalnych, a wyjazdy zagraniczne wiążą się z dodatkowymi opłatami – dodaje naczelny 4risk.net.

– Kluczem są pieniądze – potwierdza Bogusława Żaczkiewicz, właścicielka biura podróży Adventurer i Centrum Sportów Ekstremalnych, która organizuje wyjazdy do Egiptu na  nurkowanie. – Moi klienci rekrutują się spośród młodej klasy średniej: menedżerów, bankowców, marketingowców, czyli ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na sfinansowanie takiego hobby. Przeciętnego Polaka na to nie stać – przyznaje.

Uprawianie sportów ekstremalnych nie dziwi Joanny Madey, PSycholog sportu i prezes Fundacji Rozwoju Psychologii Sportu i Aktywności Fizycznej FLOW. – Przy wysiłku fizycznym wyzwalają się endorfiny, które dają poczucie szczęścia. Podczas ryzyka wydziela się adrenalina i gdy raz czegoś takiego doświadczymy, będziemy dążyć, by to powtórzyć – wyjaśnia.

Potrzeba dodatkowej dawki adrenaliny to także znak czasów. Żaczkiewicz: – Wyścig szczurów, praca w ciągłym stresie, życie w biegu powodują, że ludzie szukają odskoczni, która pozwoli im się wyzwolić.  W  sportach ekstremalnych odnajdują wolność.

Pawłowski: – Ludzie mogą się w ten sposób wyżyć.

Jednak sportowe ryzyko często wiąże się z niebezpieczeństwem. – Najbliżsi zawsze przeżywają moje wypady – opowiada Błażej Lewandowski, który nie wyobraża sobie życia bez nurkowania na dużych głębokościach i pod lodem. – Na początku z pretensją pytali: po co ci to? Teraz już się przyzwyczaili. Żeby oszczędzić nerwów rodzicom i żonie, zaraz po wynurzeniu wysyłam im uspokajający SMS.

Przed kolejnym wyjazdem nad jezioro Hańcza lub niebezpiecznymi akrobacjami na deskorolce nie są go w stanie powstrzymać nawet poważne kontuzje. – Mam za sobą dwie operacje kolana, ale nic nie poradzę na to, że nie potrafię usiedzieć w domu – Błażej Lewandowski rozkłada ręce.

Nie wszyscy rozumieją jego zapał. – Dla mnie sport ma być bezpieczną przyjemnością, a  nie lawirowaniem na granicy życia i śmierci czy kalectwa – mówi Jarosław Bartkowiak, zapalony kolarz amator z Warszawy.

Jak podkreśla psycholog Madey, poziom, w którym osiągamy satysfakcję, jest dla każdego inny. – Granica jest subiektywna, dlatego ludzie z niską reaktywnością emocjonalną [chodzi o intensywność reakcji na bodźce wywołujące emocje] potrzebują więcej stymulacji ze środowiska i będą poszukiwać mocnych wrażeń. Osoby z wysoką reaktywnością – wprost przeciwnie – tłumaczy.

Zainteresowanie uprawianiem sportów wysokiego ryzyka zauważa też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które apeluje do turystów wyjeżdżających w tym celu za granicę o wykupywanie tzw. poszerzonej polisy ubezpieczeniowej. "Koszty ubezpieczenia w przypadku uprawiania sportów ekstremalnych czy wysokiego ryzyka mogą wprawdzie wzrosnąć nawet do 300 procent [...], jednak w razie konieczności i  nieprzewidzianego wypadku ubezpieczenie obejmie również bardzo istotne aspekty z punktu widzenia turysty, takie jak: koszty akcji ratowniczej, poszukiwań przez wyspecjalizowane służby ratownicze, w tym koszty helikoptera" – przypomina na swojej stronie internetowej.

Jak przekonuje doradca ubezpieczeniowy z Lublina Dariusz Jedlina, świadomość zagrożeń w przypadku uprawiania niebezpiecznego hobby jest coraz większa. – Tego typu indywidualne ubezpieczenia z roku na rok sprzedają się lepiej. Moim klientom wystarcza ryzyko związane z uprawianiem sportów ekstremalnych i wolą nie ryzykować ponoszenia kosztów akcji ratunkowej czy drogiego leczenia – twierdzi.

Sami uprawiający niebezpieczne dyscypliny zapewniają, że rozwój techniki i dostępność najnowocześniejszego i coraz bezpieczniejszego sprzętu powodują, że ryzyko się zmniejsza. – Potrzebujemy ryzyka, mocnych wrażeń i adrenaliny, ale jak wszystko sport ekstremalny trzeba uprawiać z głową, a podstawą jest solidny trening – mówi Wacław Kuzło.

A Joanna Madey podkreśla: – Przecież nikt nie dąży do tego, by się zabić lub doprowadzić do kalectwa.

Błażej Lewandowski: – Tu nie ma miejsca dla showmanów, szpanerów i pozerów. W tym musi być wiedza, praktyka i pasja.

Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?