"Mamy bardzo realne sposoby wpływu na to, co pojawia się na ekranach – choćby przez obywatelski protest niepłacenia za abonament, jeżeli prośby i apele pozostaną bez echa" – to fragment listu, który jest odczytywany w kościołach diecezji włocławskiej.
Napisał go biskup Wiesław Mering. Nie chce, by w jury programu "Voice of Poland" w TVP 2 zasiadał Adam Nergal Darski, lider grupy Behemoth, o którym napisał: "bluźnierca, satanista, miłośnik wcielonego zła". Czy apel przysporzy telewizji kłopotów? – Nie wydaje mi się. Przecież sporo osób i tak już abonamentu nie płaci – uważa prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
To nas nie dotyczy
Marzec tego roku. Wydawnictwo Znak wypuszcza na rynek "Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa. Książka od miesięcy wywołuje kontrowersje. Jej przeciwnicy postanawiają się zorganizować. Na Facebooku zakładają profil, na którym wzywają nie tylko do bojkotu autora, ale też wydawnictwa. W ciągu kilku dni dołącza do nich przeszło tysiąc osób. Niektóre księgarnie obkładają książkę zaporową ceną – 4499 złotych. Jaki jest efekt? – Książka została wydrukowana w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy. Jak dotąd sprzedała się większość – wyjaśnia Michał Jakubik ze Znaku.
Trudno też mówić o sukcesie pojawiających się regularnie akcji przeciwników chińskich produktów. Nasiliły się na całym świecie trzy lata temu, przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Wtedy np. łódzcy radni zaapelowali o bojkot chińskich rzeczy do czasu zakończenia przez władze tego kraju prześladowania Tybetańczyków.
Bezlitosną puentę do tych wysiłków dopisało życie. Jak ustaliła telewizja BBC, koszulki i flagi z protybetańskimi symbolami, które stały się podczas pikiet jednym z ulubionych gadżetów, produkowane były właśnie w Chinach.