Co roku w sezonie letnim na ulicach wielu polskich miast można spotkać muzyków zarabiających na życie. Coraz częściej gnębieni są jednak przez strażników miejskich. Uliczny multiinstrumentalista z Poznania Tadeusz Lis dostał 200-złotowy mandat za „naruszanie porządku publicznego". - Nie mam na zapłacenie. Muszę grać dalej, by zebrać pieniądze - mówi „Rz" artysta. Poznańska straż miejska zapewnia, że nie jest przeciwko ulicznym grajkom, ale musi stać na granicy prawa.
Śpiewa o mieście i jest karany
Tadeusz Lis gra na ulicach Poznania już od 15 lat. - Jestem chory, a 500 zł, które co miesiąc dostaję z opieki społecznej, nie starcza mi na życie, bo większość wydaję na leki - tłumaczy. - Gram, by dorobić.
Na ulicę wychodzi nie tylko z gitarą, ale też m.in. harmonijką ustną, bębnem. Zabiera ze sobą także przenośny wzmacniacz. Gra przede wszystkim na Starym Rynku, ale też w pobliżu dworca PKP.
- Nieraz też byłem zapraszany na imprezy organizowane przez urząd miasta, jak choćby miejska wigilia - opowiada. Każdy występ zaczyna od skomponowanej specjalnie dla niego piosenki „Poznań moje miasto".
Tymczasem ostatnio pan Tadeusz nie może spokojnie występować. - Na początku sierpnia, gdy grałem niedaleko Starego Rynku, podeszli do mnie strażnicy miejscy, bo niby zakłócałem spokój - opowiada. - Tłumaczyłem funkcjonariuszom, że jeśli ktoś szuka spokoju, to powinien wyjechać do lasu, do Puszczykowa, a nie szukać go w centrum dużego miasta, gdzie pełno turystów, dyskotek, gdzie jest duży ruch - dodaje. Wspomina, że wokół zebrał się tłum gapiów, który decyzję mundurowych o niekaraniu grajka nagrodził brawami.