W połowie grudnia w Newtown w Connecticut szaleniec z zimną krwią zamordował 27 osób, w tym 20 dzieci, a w Wigilię Bożego Narodzenia uzbrojony wariat w stanie Nowy Jork zastrzelił dwóch strażaków – m.in. 19-letniego Tomasza Kaczówkę – którzy przyjechali ugasić wzniecony przez mordercę pożar.

Politycy kolejny raz debatują więc nad zaostrzeniem prawa do posiadania broni, a urzędnicy wraz z szefami lokalnej policji organizują zbiórki, których celem jest ograniczenie liczby przestępstw z użyciem karabinów i pistoletów.

Osobom, które przywożą broń, policjanci wręczają w zamian bony podarunkowe. Każdą strzelbę lub pistolet można wymienić na bon do supermarketu o wartości 100 dolarów (ok. 308 zł), a każdą sztukę broni ofensywnej na bon o wartości 200 dolarów (ok. 616 zł).

Stróże prawa podkreślają, że cała akcja jest anonimowa. – Nie sprawdzamy dokumentów, nie spisujemy numerów tablic rejestracyjnych. Ludzie podjeżdżają ze swoją bronią w bagażniku. Nasz specjalista sprawdza broń. Człowiek dostaje bon i odjeżdża. Wszystko odbywa się szybko i bezboleśnie – zapewniał dziennikarzy telewizji CBS Andrew Smith z policji w Los Angeles. – Widzicie to? To tłumik. Jest nielegalny, ale człowiekowi, który go przywiózł, nawet słowa nie powiedzieliśmy – podkreślił w rozmowie z AFP sierżant Rudy Lopez.

Mimo że w ostatnim czasie doszło do paru tragedii – a może właśnie z tego powodu – amerykańscy stróże prawa zebrali o 200 sztuk broni mniej niż rok wcześniej. I chociaż nie brakuje głosów, że tego typu akcje nie mają sensu, bo policjantom oddawana jest najczęściej stara, niesprawna broń (z czasów II wojny światowej lub nawet z XIX wieku), to urzędnicy w Los Angeles przekonują, że od uruchomienia przed trzema laty programu wymiany broni na bony podarunkowe liczba przestępstw z udziałem gangów spadła o 39 procent, a liczba zgłoszeń, że gdzieś słychać strzały, zmalała o 22 procent. Z podobnymi inicjatywami wychodzą więc również władze innych miast w USA (np. w Baltimore w stanie Maryland).