Wbrew zapowiedziom Ministerstwa Pracy z rejestrów bezrobotnych nie wypadną osoby, które idą do pośredniaka tylko po to, by mieć ubezpieczenie zdrowotne – dowiedziała się „Rz".
To oznacza, że nadal powiatowe urzędy pracy zajmować się będą głównie administrowaniem bezrobotnymi. Na codzienną pracę z tymi, którzy chcą znaleźć zatrudnienie, nie wystarczy im już czasu. Według statystyk na jednego doradcę w pośredniaku przypada ponad 900 bezrobotnych. – Brak zmian w tym zakresie to żadna reforma. Najpierw trzeba załatwić sprawę ubezpieczenia, a dopiero potem zmieniać resztę – mówi Jerzy Bartnicki, szef PUP w Kwidzynie.
– Szkoda, że rząd nie zdecydował się na szerszą reformę. Wydawało się, że sytuacja w urzędach pracy wreszcie się uporządkuje – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Bank. Podobnego zdania jest Maciej Bukowski, szef Instytutu Badań Strukturalnych. – Osoby, które nie są zainteresowane podjęciem pracy, to niepotrzebne obciążenie dla pośredniaków – tłumaczy.
Urzędy pracy od lat narzekają, ze największym dla nich problemem są „gapowicze", którzy usiłują się załapać na ubezpieczenie. – Z naszych szacunków wynika, że takich osób jest od 20 do 40 proc. – mówi Wiesława Lipińska, rzecznik prasowy WUP w Warszawie. – To może być już przeszło 700 tys. osób – liczy Wojciechowski.
Dlaczego resort zrezygnował z tej zmiany?