Paryski sąd wyższej instancji nakazał w poniedziałek wieczorem wznowienie zasilania w pokarm 46-letniego Francuza, który od wypadku samochodowego w 2008 r. jest sztucznie podtrzymywany przy życiu w stanie wegetatywnym. Dwa dni wcześniej zespół lekarzy szpitala w Reims pod kierunkiem Vincenta Sancheza podjął decyzję o odłączeniu pacjenta od kroplówki. Uznał, że uporczywe leczenie bez szans na poprawę stanu chorego nie ma sensu. Decyzja taka oznaczałaby jego śmierć najdalej w ciągu tygodnia.
– Odzyskałam wiarę we francuską medycynę. Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo – oświadczyła matka Lamberta, z której inicjatywy w weekend pod Pałac Elizejski przeszła kilkusetosobowa manifestacja domagająca się „łaski prezydenckiej" dla pacjenta. Ale jego siostrzeniec wolał raczej mówić o „wyjątkowej perwersji", polegającej na przedłużaniu cierpienia osoby bez szans na powrót do zdrowia.
Sprawa Lamberta podzieliła społeczeństwo, ale sama sytuacja nie jest niczym wyjątkowym. W stanie wegetatywnym przebywa we francuskich szpitalach ok. 1,5 tys. pacjentów. Nieporównywalnie większa liczba kończy życie w wyniku decyzji lekarzy.
– W rozwiniętych krajach zachodnich dzieje się tak w przypadku 40–50 proc. zgonów. Mówimy przede wszystkim o raku i chorobach krążenia – przyznaje „Rzeczpospolitej" Yvon Englert, wybitny lekarz i rektor Wolnego Uniwersytetu Brukseli (ULB).
O ile jednak w Belgii, podobnie jak w pozostałych krajach Beneluksu, taka decyzja jest legalna i często zostaje podjęta w wyniku rozmowy z pacjentem lub jego rodziną, we Francji – podobnie jak w Polsce i zdecydowanej większości państw Unii – zapada poza prawem, o ile nie bezprawnie.