Do zatrzymań doszło głównie w Izmirze, gdzie od kilku dni odbywały się antyrządowe wystąpienia, a ich uczestnicy zwoływali się poprzez komunikaty w mediach społecznościowych. Lista zidentyfikowanych "wichrzycieli" jest znacznie dłuższa, dlatego policja tropi jeszcze kilkadziesiąt innych osób, które na Twitterze zachęcały znajomych do wystąpień ulicznych.

Ali Engin, przedstawiciel głównej opozycyjnej Ludowej Partii Republikańskiej uznał zatrzymania za skandaliczne naruszenie wolności obywatelskich, w tym prawa do zgromadzeń.

Polowanie na "twitterowych przestępców" zaczęło się dwa dni po przemówieniu premiera Recepa Tayyipa Erdogana, który uznał w nim, że media społecznościowe służą głównie "szerzeniu kłamstw" i nazwał je największym zagrożeniem dla społeczeństwa tureckiego.

Tymczasem większość Turków, zwłaszcza młodych i wykształconych nie ufa głównym mediom w kraju, kontrolowanym dzisiaj przez kręgi biznesowe zbliżone do władzy. Telewizja publiczna przez kilkanaście godzin od wybuchu zamieszek na placu Taksim nawet o nich nie wspomniała, a późniejsze, bardzo skrótowe relacje pokazują w zasadzie jedynie rządowy punkt widzenia. W tej sytuacji jedynym kanałem informacji niekontrolowanym przez władze pozostał Internet.