Protesty w całym kraju to reakcja na słowa niemieckiego rządowego komisarza ds. antysemityzmu. Felix Klein w wywiadzie opublikowanym w gazecie należącej do Grupy Medialnej Funke ostrzegł mieszkających w Niemczech Żydów przed potencjalnymi zagrożeniami wiążącymi się z noszeniem w niektórych miejscach jarmułki - tradycyjnego, żydowskiego nakrycia głowy.
Do protestów przyłączył się tabloid "Bild", który wydrukuje jarmułki. Czytelnicy mogą wyciąć nakrycie głowy z gazety, aby pokazać swoje poparcie.
Czytaj także: Prezydent Izraela zszokowany ostrzeżeniem dla Żydów
Klein w wywiadzie wspomniał o 20 proc. wzroście ataków na Żydów od 2018 roku. W zeszłym roku takich napaści zgłoszono 1800. Dotyczyły przemocy słownej i fizycznej. Padały również groźby śmierci. Rzeczywista liczba takich ataków jest znacznie wyższa.
Zalecenia komisarza zostały w Niemczech odebrane ze sprzeciwem i szokiem. Joachim Herrmann, minister spraw wewnętrznych Bawarii, powiedział, że ostrzeżenie jest równoznaczne z ustępowaniem skrajnej prawicy.
Wezwał Żydów, aby zignorowali ostrzeżenie Kleina i kontynuowali noszenie jarmułek. - Jeśli wpadniemy w nienawiść do Żydów, nie zrobimy nic innego, jak tylko oddamy pole prawicowej ideologii - ocenił.
Znany niemiecki wydawca żydowski Michel Friedman powiedział, że ostrzeżenie Kleina było równoznaczne z "przyznaniem się przez państwo do porażki", co jest sprzeczne z art. 4 niemieckiej konstytucji, który gwarantuje prawo do wolności wyznania.
Klein w odpowiedzi na jutrzejsze protesty powiedział, że jego słowa miały być zachęceniem do "przebudzenia".
W rozmowie z CNN kanclerz Angela Merkel przyznała, że Niemcy nadal mają problemy z antysemityzmem. - Zawsze wśród nas była pewna liczba antysemitów - powiedziała.
Roczny dostęp do treści rp.pl za pół ceny